Ja właściwie nie wiem, co myślę o mojej wsi. Klaruje mi się to, jak ktoś próbuje się z niej nabijać. Wtedy takiego delikwenta mam ochotę wysłać w kosmos bez skafandra. Tak samo jest ze wszystkimi wiejskimi, małomiasteczkowymi, pełnymi tandety i plastiku zwyczajami. Huczne śluby i wesela (uwielbiam, choć się na nich nudzę bez aparatu), pogrzeby i stypy (najmędrsze myśli przychodzą nad grobem, a co się można spotkać to moje), wielkanocne ceregiele z koszykiem ubranym plastikowym bukszpanem i liczenie sąsiadom lampek choinkowych (no, bida przyszła, mniej mają jak w zeszłym roku). Niech no ktoś spróbuje nie zrozumieć albo skrytykować! Za czernikowsko-dobrzyński sposób myślenia dałabym się pokroić. Lata zaborów, wojna i życie na pograniczu zrobiło swoje: władzę trzeba oszukać, podatków nie płacić, robić małachajki, robić, ale się nie narobić, gościa ugościć, oddać mu co się ma najlepsze w domu, rodzinie pomóc i się z nią trzymać, sąsiadowi tyłek obrobić, śmiać się z siebie i miastowych głupków w głos, co ludzie powiedzą uważać, mieć ubrania "po domu" i "na niedzielę". Długo przyzwyczajałam się do tego, że w mieście nie trzeba się przebierać w ubranie robocze jak się wraca do domu z uczelni/pracy. I że nie trzeba nowego ciucha do szafy odwieszać na potem, na niedzielę, święto, akademię czy imieniny cioci. Osiem lat mieszkam w Toruniu, a jedenaście bywam w nim więcej jak w domu i dalej przez gardło nie przechodzi mi, że to moje. Moje być nie może i koniec. Tylko, że i Czernikowo jakoś tak dalekie się zrobiło...
Ale co ja chciałam. O tym, co "Słowo Pomorskie" wspominało o moim-nie-moim Czernikowie.
O kierowniku szkoły, Stefanie Kołaczyńskim. Więcej o nim na stronie poniżej:
"Słowo Pomorskie", nr 280 z 4 grudnia 1929, s.7.
Dobry był człek, nieco surowy. Mojej babci nie chciał przepuścić w ostatniej klasie z matematyki. Do samej śmierci mówiła, że przecież dobrze zadanie zrobiła, a on jej go nie uznał. Ona chyba sama nie wiedziała, że wtedy, jak dziecko było trochę bardziej ogarnięte, to nauczyciele potrafili zmusić je do repety w ostatniej czy przedostatniej klasie nawet dwa-trzy lata z rzędu, byle żeby mogło się jeszcze trochę pouczyć. A babcię co mogło czekać po piątej klasie? Robota w polu i służba braciom i rodzicom (ja nie wiem jak to inaczej nazwać, ale tak to widzę), potem robota, robota, robota. Dobrze nauczyciel zrobił, że jej nie przepuścił. Jeszcze mogła trochę odpocząć. Szkoda tylko, że potem przyszła wojna...
"Słowo Pomorskie", nr 98 z 29 kwietnia 1926, s. 8.
Oj ta pani to w życiu dużo przeszła... Może o niej kiedyś osobno opowiem. Ale jak już mówimy o tych okolicach :) Da się jeździć całe życie bez prawa jazdy trabantem z gigantyczną dziurą w drzwiach od strony kierowcy i ładunkiem w postaci prosiaka martwego surowego, albo równie martwego, ale już upieczonego i gorącego prosto z rożna :)
"Słowo Pomorskie", nr 142 z 22 czerwca 1929 r., s. 7.
Tęsknię za moimi kolonistami. Pogranicze jest fajne, ale jak czytam sobie o moich Wilczych-Kątach, to serce bije mocniej jednak. Na Wilczych Kątach jest cmentarz ewangelicki, pierwszy ogarnięty w naszej gminie. Pan Chrobak dał radę, pokazał, że się da i tak to się pokręciło. Tylko na Jackowie krowy srają... Wioska biedna była, ale miejsca modłów miała dwa - jeden szkołę/kaplicę ewangelicką przy cmentarzu, i salę modlitw baptystów. Różne rzeczy tam się działy. Jest też jeden grób, który ktoś odwiedza po dziś dzień, wiem już kto i dlaczego, ale ta historia nie należy do mnie.
Z Witowęża nie mam zdjęć. Ale mogę opowiedzieć, że to miejsce magiczne i kojarzy mi się z absolutną patologią, tajemnicami i śladami historii. Jest krzyż choleryczny, który pamięta cholerę morbus z 1831 roku, był wiatrak, z którego ostał się tylko kamień z krzyżem, są wille nowobogackich, totalna bida, a była dyskoteka Galaxia... Krzyż był wyższy, ale przez drugą wojnę to się skrócił, przechowany na kupie drzewa u gospodarza. Niby, że na opał, a po wojnie wrócił. Przy budowie drogi (tragicznie krętej i stromej) krzyż przesunięto, ciekawe czy coś krył pod sobą...
Wielu mieszkańców miast pielegnuje zwyczaj ubrań "do domu" i "na niedzielę". Praktyczne to. To pierwsze, bo tego drugiego akurat nie stosuję.
OdpowiedzUsuńPitawal czernikowski się nam szykuje :)
Niektóre odruchy bywają zabójcze ;) Nic się nie szykuje, nie ma skąd tego wziąć. Czernikowo to nie Toruń i nie Berlin... tu się dużo dzieje, ale na małą skalę ;)
OdpowiedzUsuńA moze cos o stacji kolejowej w Czernikowie.A moze cos napisze pani o dyzurnym ruchu ,ktory pracowal w Czernikowie od roku 1937.
OdpowiedzUsuńA moze sa jakies wspomnienia o rodzinie Brzozowskich ,ktora mieszkala w Czernikowie w latatach 1937-1949 r .?Temat niewygodny ?
OdpowiedzUsuńBronislaw Brzozowski byl dyzurnym ruchu na stacji Czernikowo.
Proszę sobie nie rościć skoro i ja sobie nie roszczę. Prywatny blog oskarżony o unikanie prawd niewygodnych-umrę ze śmiechu zaraz. Tu się pojawia tylko to, co się autorce zechce albo i nie zechce. Święte moje prawo, czytelnikom nic do tego. Następny nowy post być może nawet i o robieniu makijażu oka albo i nie.
OdpowiedzUsuńWidze ze zrobilo sie nerwowo jak wspomnialam o Bronislawie Brzozowskim,z Czernikowa.Myslalam ze temat pioniera dyzurnego ruchu
OdpowiedzUsuńz 1937 roku Bronislawa Brzozowskiego jest ciekawy.Bronislaw Brzozowski zmarl w 1947 roku w Plytnicy kolo Walcza a jest pochowany
w Czernikowie.Jesli ktos wie o Bronislawie Brzozowskim i jego corkach Wladyslawie Szymanskiej ur 1921,Marcie ur.1923,Rozalii ur. 1924,Helenie ur.1926,syn Bronislaw ur.1931,Zofia ur.1936,Regina zwana Basia ur.1937 i najmlodsza Elzbieta Brzozowska ur .1942 w Czernikowie zwana Lusia.Co siostry Brzozowskie robily w czasie wojny ?
Rozalia Brzozowska zona Bronislawa Brzozowskiego zmarla w 1949 roku w Czernikowie.Mieszkala z dziecmi u krawca Wojciechowskiego naprzeciwko dawnej apteki w Czernikowie.On jej wynajmowal pokoj z kuchnia.
OdpowiedzUsuńNastepny post o robieniu makijazuw Czernikowie ?Co ty mozesz otym Wiedziec Cha,cha.Wies tanczy i spiewa.
OdpowiedzUsuńChyba się skończą te anonimowe komentarze na blogu. Proszę to wszystko ładnie odszczekać i przeprosić, bo pousuwam.
OdpowiedzUsuńCzy mieszkancy Czernikowa mieli sprawy rehabilitacyjne R w 1945 roku w Sadzie Grodzkim w Lipnie ?
OdpowiedzUsuń