Histeryjka o Szosie Chełmińskiej 71


Będzie to historia z piekła rodem, a właściwie kurnika, bowiem dzieckiem ze wsi jestem.




Rodzice moi, a właściwie ojciec, hodują drób. Dużo drobiu jak na hobbystę ;) Kaczki, kury (zielononóżki, brachmy, kochiny, brojlery, nioski), perlice, gęsi (kubańskie), bażanty raz na jakiś czas. Przestało się to podobać starym sąsiadom, którzy narzekają na hałas! Absurd, gdy rolnik z dziada pradziada skarży się, że kury mu za głośno gdaczą, a kogut pieje nad ranem. Cóż poradzić, "sajding" i polbruk ludziom szkodzi na głowę. Całe szczęście, że poniższy agresor nie wskoczył sąsiadowi na uszkodzoną budyniową elewacją głowę.




Podczas, gdy budyniowe domki kwitną w podtoruńskich wsiach, w samym Toruniu bida aż piszczy. Pruski mur wali się jak domy w Iraku. Dobrze, że chociaż nie płonie jak ciechocińskie pensjonaty. Poniżej takiż przykład, którego już nie ma, bo stał się ofiarą drogi, której jeszcze nikt nie buduje i coś mi się wydaje, że może nie powstać. Ale cóż... Szeryf Torunia lubi galerie handlowe i "inwestycje", więc trzeba z pokorą pochylić głowę i... wynosić z takich domów co się tylko da uratować.




Np. taką malutką ozdobę z werandy, którą widać niżej. Laubzegowe wycinanki są przedmiotem mojego zainteresowania już od jakiegoś czasu. Poszukiwałam ich przez tydzień w Obwodzie, co zaowocowało prezentacją dla urzędu powiatowego, który nas olał... Tak myślałam. Tymczasem dziś przyszła do mnie kartka pocztowa z Berlina z doklejoną karteczką z konferencji opisanej Tutaj. Ucieszyło mnie, że ktoś bądź wpadł na ten sam pomysł, bądź wysłuchał mojej propozycji uczynienia z sambijskich laubzegowych wycinanek znaku rozpoznawczego dla regionu. Tamtejsze wycinanki są niesamowite, gigantyczne, fantazyjne, zaskakujące :) występują na nich morskie potwory, koniki morskie, ptaki, smoki, kurki... podobno to wpływ kultury przybyszy z Mierzei Kurońskiej. W Toruniu zwierzątka, jak do tej pory znalazłam dwa, właśnie na Szosie Chełmińskiej 71.




Wiadomość o rozbiórce i bohaterskie działania sąsiada z Piątej strony spowodowały, że te dwie wycinanki ocalały z gruzowiska. Chętnych na nie było więcej, wobec czego sąsiad musiał bronić ich jak lew, podczas gdy ja tkwiłam w robocie. Szczęśliwie wszystko udało się wyśmienicie, poza kilkoma pomniejszymi wypadkami, ale o tym zamilczmy. Koguty pojechały do Gdańska, gdzie zostały poddane konserwacji (okazało się, że były pomalowane wcześniej, jak ozdoby w Ciechocinku). W przywracanie farby już się nie bawiliśmy, za to wykonano dwie kopie (razem kogutów zrobiło się sześć, dobrze, że się nie podziobały). Pod osłoną nocy przewiezione zostały przez dobre dusze do Torunia (wcześniej wędrowały wraz ze mną PKSem Toruń przy okazji wizyty w archiwum). Po stosownych odleżynach, zostały zamontowane w mojej wsi kochanej na werandzie zmontowanej przez pana z Golubia, który pruskie wzorce w zakresie drewna ma we krwi. Samą werandę stworzył spontanicznie w dwa dni przy okazji wymiany dachu, bo mu nie pasowało, że nad schodkami jest tak pusto. Z rozpędu jeszcze zrobił daszek na studni. Może to i dziwne, że pruski dach i koguty osiadły w Kongresówce, ale krytycy niech spróbują dokonać tego samego.







Gdy w doborowym towarzystwie opiliśmy zmianę nazwy domu na dom "Pod Kogutami" okazało się, że owe koguty są cosik cherlawe, bardziej podobne do znienawidzonych przez sąsiada perlic, więc domek znów się przemianował na "Pod Perlicami". Pasuje bardzo ta nazwa, bo perlice to zwierzęta żyjące w stadzie (i uciekające w stadzie ;)), a ozdoba domu jest podwójna. Faktem jest, że drzwi się u nas nie zamykają i oby nigdy nie nastąpił dzień, w którym nikt do niego nie zajrzy. W końcu człowiek też jest zwierzęciem stadnym.

Inności wszelakie:

Warto zajrzeć Tutaj, aby dowiedzieć się nieco o okolicy, oraz TU, żeby dowiedzieć się o samym budynku nr 71, jego wyburzeniu, znaleziskach i mieszkańcach. Pan Ryszard Kowalski jest nieocenionym źródłem historyjek i dzięki niemu również kilka dokumentów zaczęło mieć dla mnie jakiś sens.




Wypadałoby jeszcze dodać kilka faktów z życia domu przy Szosie Chełmińskiej 71. Powstał on 1899 roku z inicjatywy kowala Juliana Liedtke, który postawił również budynek kuźni z mieszkaniem i warsztatem stelmacha oraz jego własnym zakładem. Cały budynek, o dziwo, stoi do dziś i służy w podobnym celu, tyle, że nie podkuwa się tam koni, a naprawia konie bardziej mechaniczne i zmienia ogumienie. Budynek mieszkalny powstał w celu wynajmowania mieszkań lokatorom. Do każdego z mieszkań przynależała piwniczka pod budynkiem, jedno pomieszczenie w szajerku (posiadającym również 4 miejsca ustronne ;)).

Sam gospodarz domu sprytnym był człowiekiem, bowiem za pruskich czasów pisał świetnie po niemiecku, a za polskich - po polsku, a czasem zmieniało mu się przy tym nazwisko na Litke. Skąpił on w 1938 roku na remonty domu (w tym na remont elewacji frontowej), za co policja budowlana chciała wlepić mu mandat. Sam gospodarz tłumaczył, że:

"Wobec klęski bezrobocia, zwiedziony(?) zostałem przez mych lokatorów, którzy przez długi czas mieszkali nie płacąc komornego. Wzwiązku z tym powstały zaległości podatkowe, które obecnie spłacam (...) Kuźnia stoi zupełnie bezczynnie, a jedynym moim dochodem jest dochód z komornego, z którego płacę wszelkie podatki i opłaty, a prócz tego będąc w podeszłym wieku (70 przeszło) mam na utrzymaniu żonę i dwoje pełnoletnich (sic!) dzieci, które nie zarobkują."

Powojenni lokatorzy częściowo rekrutowali się spośród dawnych mieszkańców Szosy Chełmińskiej. Rodzina Ryszarda Kowalskiego miała przed wojną sklep rowerowy pod numerem 64, on sam spędził dzieciństwo pod numerem 71 właśnie. W 1945 roku dom, do którego wprowadzili się nowi lokatorzy posiadał instalację wodociągową, gazową i kanalizacyjną (przynajmniej na piśmie). W jednym z mieszkań po Niemcach pozostało: stół, 2 szafy, 2 kredensy, kuchnia gazowa, 2 łóżka z materacami, 2 szafki nocne, 1 szafa z drzwiami z lustrem, lustro wiszące, szafka z umywalnią, lampa wisząca. Po Niemcach nie została ani jedna kołdra, sweter czy poduszka.




W innych domach przy Chełmionce znajdowano, np. Legitymację Milicji Niepokalanej, zaproszenie na bal:




Ze specyficzną instrukcją obsługi w komunikacji z Polakami na tymże balu? A może z instrukcją obsługi statystycznego Niemca?





Dobranoc czytelnikom, bowiem jadę do stolicy i mam zamiar nie zaspać :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz