wtorek, 10 grudnia 2013

Cmentarna skleroza. Brodnica

Przecież my byliśmy na cmentarzu w Brodnicy! Jaki ten cmentarzyk jest piękny, a jaki oryginalny, wiekowy, śliczny i w ogóle. Zapomniałam na śmierć o tym fakcie. Było mokro, zimno, ale cmentarny entuzjazm mnie nie opuszczał. Cmentarz najogólniej Zelkiem i aniołkiem stoi. Na początek film pana Grążawskiego, którego udało się nam niemal rok temu poznać przy okazji nagród pomidorowych :)


Prawda, że prawda?


Zespół klasztorny przywitał nas zapachem kiszonej kapusty i wiadrem plastikowym z pokrywką na wodę święconą. A co jeśli jakaś sprzątaczka nie doczyta i tą wodą umyje podłogę albo kwiatki podleje?


Najs.


Toruński akcent. Ogrodzenie z Torunia.


Okrzyk entuzjazmu na widok biskwitu mnie nie opuszcza. Odkąd Marta miała jako obiekt dyplomowy biskwitowy korpusik aniołka rzucającego kwiatki wędruję po świecie szukając jego kopii i analogii. Jedną perfekcyjną znalazłam w Berlinie na cmentarzach na Kreuzbergu przed Hallesches Tor.
















Ślady biskwitu:

Niebiskwitowy aniołek sypiący kwiatkami:


Jak na cmentarzu w Chełmnie - resztki niemieckojęzycznych katolickich pochówków. Cud, że się ostało. Swoją drogą, fajne nazwisko: Kochanke.  Wyobraźmy sobie taki dialog pograniczny:
-Pozdrów Kochanke!
-Ja nie mam kochanki!
-Ojca Berty pozdrów.

Aniołek nieproporcjonalny. Albo po prostu brudny...



 Herb:





Jak nie remontować nagrobków. Nie takich na litość boską!



Ten przyjechał tu z Dojczlandu! Że się nie stłukł, to cud, że stoi drugi cud. Trzeci, że temu co nagrobek tak nieudolnie remontował  niebo się na łeb nie zwaliło i Ksawery nie porwał.



Kolejny nagrobek cudowny. Materiał ten sam. Jakiś sztuczny kamień, raczej nie biskwit. Pukało odrobinkę głucho jak dobrze pamiętam. Ładnie wygładzony, dużo glonów na tym nie urosło.


Sic transit gloria mundi... Rzeźba rzeźbie nierówna. Degrengolada najogólniej...


Znów Janiołek. Janiołku urwało główku i rączku.



Łoże było madejowe, a to jest zdaje się łoże Zelkowe. Rypin posiada swoje własne, na toruńskich cmentarzach też chyba takie jedno można znaleźć.


Graba!
Miasteczko za mgłą... podwórka i przybudówki. Lubię to!



EOT.

wtorek, 19 listopada 2013

La cebula i inne ogłoszenia drobne

Nie brzmi dumnie,
ale la cebula! Tak lepiej.

I ustęp z desek na dwie osoby. Znaczy, że jak? Kolanko w kolanko i pogaduchy?


Zamienił stryjek siekierkę na kijek. Lornetkę na  ten, no, leliwer? welwewer? Ach, rewolwer!


Po co człowiekowi taki rewelwer?

I na koniec - dział kobiecy. Dzielną gospodynię chcą. Już to widzę - albo kawalerskie lokum albo gromada bachorów, albo... księżowska plebania. 


Jeden numer gazety a ile radości: "Słowo Pomorskie", 25 maja 1922, s. 10. 

sobota, 16 listopada 2013

Kuriozum



Pięść w twarz prosto z rana wraz z gazetą "Poza Toruń". Mam ochotę oddać...
Kto jest ze mną?


sobota, 9 listopada 2013

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie... zaduszki poetyckie w chałupie na Włęczu

Dopadła nieogara jesienna deprecha. Nieogar próbuje się powyjazdowo ogarnąć, usiąść do pisania, a wszędzie ino mus, obowiązek i szarzyzna, infekcje, choroby i smutki. Źle było, oj źle... Nieogar nieprzekonany wsiadł samotnie w golfa i dotruptał się na Włęcz na Zaduszki Poetyckie organizowane przez pana Chrobaka, Czyżnie, SP w Czernikowie i Lipnowską Grupę Literacką (niepijącą z literatek, ino piszącą wiersze). Co Nieogar ma wspólnego z zaduszkami, w dodatku poetyckimi? No nic, chociaż ostatnio dumnie wkroczył w grono autorów. Pytali się wszyscy, kiedy książkę napisze to napisał. I nawet narysował, dwanaście stron ma i jest dla dzieci :) Poezje w każdym razie Nieogarowi były nie w głowie. Polazł jako widz, zabrał sznurek, trochę starych zdjęć, powiesił je i oglądał cuda i dziwy... Podziałały jak najlepsze lekarstwo! 


Chałupa po raz pierwszy od eksmisji lokatorów jaśniała wewnętrznym blaskiem. Po ciemku nie było widać niedoróbek i śladów smutnych kolei losu. 


Wewnątrz przygotowano strawę dla duchów. 


Nieogar przyszedł na gotowe, bo ani nie sprzątał, ani nie dekorował, zatem szczęka mu opadła jak zobaczył chałupową przemianę. 


Chałupa była jak prawdziwy dom.

 W drugiej izbie siedziała publiczność. Delegacje i zaproszeni goście, sąsiedzi i ciekawscy.


 Ostatnie ustawienia kamery i zaczęto. Pierwszych dwóch dusz obecnych na Dziadach nie uwieczniłam, ale dziedzica...


 Dziedzic był w dechę. Po prawo Guślarz, po lewo chór.


Chór składał się w przeważającej części z bibliotekarek! :)


A tu trzecia dusza czeka na swój występ, zadumana, zamyślona...


Chór mamrocze straszne strofy...


Ptaki, co zaraz spróbują rozdziobać dziedzica!


Palenie ostatnie, paliła się tam i kądziel i wódka!


Dusza ostatnia, której sięgnąć się nie da.


Chociaż się próbuje...


Dwóch byłych fotoreporterów "Nowości" w oknie. Czy to przypadek czy zrządzenie losu?

Takich metafizycznych spotkań było więcej, trochę pojednań, trochę litewskiej nalewki, trochę żartów i uścisków. Pięknie! Teraz Nieogar może sobie popracować. Wie, że wśród swoich nie zginie i że bez ludzi żyć się nie da. 

A chałupę trzeba ratować, żeby można było zrobić noc kupały :) I noc Valpurgi. I kolejne zaduszki.