środa, 19 stycznia 2011

Gostyńsko-Wlocławski Park Krajobrazowy

Tak a propos sąsiada z piątej strony świata.
Dwa lata temu byłam na krótkiej wycieczce w poszukiwaniu zalanych cmentarzy ewangelickich. Mniej robiłam za tłumacza, więcej podziwiałam widoki. Zalane cmentarze się znalazły. Okazało się, że nagrobki i szczątki (!) przeniesiono na cmentarz "komunalny". Mało tego szczątki z 3 cmentarzy zostały upamiętnione nagrobkami! Rzadko spotykany odruch przyzwoitości w wykonaniu, moich, niestety rodaków. Może w nie najlepszym porządku, ale jednak przetrwały do dziś.




Ale o czym innym miało być. Tuż za wałem, w Wistkach jest straszny dwór. Resztki parku, ciemno, mały stawek, żaby, połamane drzewa. Strasznie strasznie. Zapamiętałam to, że wał był tak blisko, że zdziczały park pogrążony był w ciemnościach.


A po wejściu na wał- pięknie, słonecznie, ptaszki, wiatraczki, łódeczki. Z perspektywy wału wyglądało to tak, jakby tama we Włocławku powstała po to, żeby miło się żeglowało, tym których na żeglowanie stać i mają na to czas...



Bardzo ciekawie wyglądały też okolice Józefowa i młyna wodnego. Niesamowita atrakcja dla mnie, internetowego mola siedzącego głównie w domu z dala od przygód, przejść się po jazie (bo tak to się chyba nazywa) po przepróchniałych dechach i baczyć, coby nie utopić aparatu i jeszcze ładne zdjęcia zrobić. Oczywiście nienawykły mieszczuch człapał się jako ostatni. Nie to co Jutta i pan leśniczy, którzy ze stoickim spokojem pakowali się w krzaki i skakali nad rwącym potokiem :P


niedziela, 9 stycznia 2011

Nie dzieje się nic

ciekawego, ani nawet odrobinę intrygującego. Aparat od października wisi wybebeszony z baterii i kart. Smętny widoczek. Zawsze można osłodzić jakimś odgrzewanym kotlecikiem.




Pierwsze powojenne dożynki w Jackowie-Bernardowie. Na zdjęciu Polacy ze Steklinka, część starych, trochę tych co "naszli" na Jackowo. W tle ewangelicka szkoła zaanektowana na państwową po wojnie. Pod jednym dachem mieściła się podobno i szkoła i dom modlitwy, tyle, że szkoła była z drewnianych bali, a dom modlitwy murowany. Jeszcze przed wojną stał prawie pusty, bo z ponad 100 rodzin, które zamieszkiwały Jackowo i Bernardowo, zaledwie 20 powróciło na łono kościoła ewangelicko-augsburskiego. Reszta oddzieliła się w latach 20 i utworzyła Wolny Kościół Ewangelicki, żeby być bliżej Boga. Ich nabożeństwa odbywały się u najbogatszego bauera we wsi - Emila Bonkowskiego, co miał prawie 50 hektarów. Podobno został się był po wojnie i niedobitki jego wolnego kościółka jeszcze się parę razy spotkały w jego domu. Potem jego gospodarkę rozparcelowali dla upełnorolnienia okolicznych sąsiadów. Żaden Polak ani ze Wschodu ani z kieleckiego, ani nawet tutejszy, nie potrafił na takim wielkim gospodarstwie się utrzymać. I pisali, najpierw do urzędu coby im gospodarstwo po Bonkowskim Emilu przyznać, a potem żeby zaraz zabrać, bo nie dają rady. Tak to się plecie bez sensu. A na cmentarzu obok szkoły, którą rozebrano w 1966, krowy srają.

W samym środku- pierwsza żona mojego ukochanego dziadka- Melania. Dziadek czwarty na lewo, w ostatnim rzędzie, licząc od najwyższej kobiety. Pierwszy z prawej, w krótkiej koszuli i z zegarkiem - wujek Stasiu, brat dziadka. Dziadunio już był z chorym kręgosłupem po tym jak go pobił Luks, co na niego wołali "diabeł". Nie dość, że z chorym kręgosłupem, to rolnik uczulony na pyłki zbóż.Wujek Stasiu za jakieś 10-15 lat będzie wyglądał jak Humpty -Dumpty, a zostanie... kominiarzem. Dlatego moja rodzina ma szczęście, bo wujek żyje, cieszy się jasnością umysłu i jakim takim zdrowiem, mało tego, jest od 62 lat członkiem rady parafialnej, a co.