niedziela, 25 grudnia 2011

Besarabki?



fot. M. Kaźmierczak

Czy ktoś wie jak to właściwie było? Tłumaczono mi, że domy te powstały dla repatriantów po II wojnie. Wiem, ze to nieprawda - skąd w powojennej Polsce środki finansowe na taki cel. Nazwa "besarabki" pochodzi od przesiedlanych podczas wojny Niemców z Besarabii. Nie były to jednak domki dla Besarabów, ponieważ zamieszkiwane były (nie wiem, czy wszystkie) przez naszych dobrzyńskich Niemców. Jeden z nich twierdzi, że powstały w 1942 roku i zostały przywiezione ze Szwecji, zaś przydział cementu odbierano na stacji pkp w Czernikowie. Sytuacja analogiczna do 'poniatówek' ze Steklinka, też przyjechały w częściach (ale nie wiem jaką koleją, skoro trasa Sierpc-Toruń powstała dopiero w 1937). Odeskowanie elewacji faktycznie kojarzy się ze Szwecją...

niedziela, 4 grudnia 2011

Dlaczego warto zostać na Pomorzu?

Może przydługi fragment, ale za to jaki. Jakby ktoś wątpił w wyższość Prus nad biedną Kongresówką. Całe szczęście, że pochodzę chociaż z tej lepszej części, bliżej granicy. Pradziadunio miał i zegarek z łańcuszkiem, i krawat też. I nawet w niedzielę na stole pojawiały się bułki z białej mąki (cóż z tego, że wczorajsze i zalewane gorącym mlekiem).

Mecenas: "Do wszystkiego można przywyknąć. Jacy tu oni są, tacy są, ale przynajmniej uczciwi. (...)
Fryzjer: Skoro jest tak, jak pan mecenas mówisz, to aż dziw, żeś pan nie zrobił plajty w swoim zawodzie...(...)
Ojciec strzyże uszami znad gazety. Oho! antki rozprawiają o nas, Pomorzakach! Warto się temu przysłuchać! (...)
Fryzjer: Dałbyś się pan mecenas spryskać koniakiem.
- A propos koniak! - ożywia się mecenas - Wierzcie mi albo nie wierzcie, panowie, ale ja właściwie dzięki koniakowi zainstalowałem się w tym mieście na stałe!
(...)
-A zresztą- daje za wygraną asesor- Dlaczego nie? "Pod Orłem" mają niezłe marki.
- Nie dlatego! - mecenas strzela z palców gestem przywołującym kelnera - To niezupełnie tak, wyraziłem się nieściśle. Owszem, koniak również odegrał pewną rolę, ale był on raczej czynnikiem towarzyszącym. Żeby tak powiedzieć, przygotował grunt.
- Rozumiem, kiecka!
- Pan jesteś gorączka. Pan upraszczasz, że tak powiem antycypujesz zdarzenia. W dwudziestym pierwszym roku, proszę panów, wybiło mi trzydzieści pięć lat, ukończyłem wreszcie studia i byłem wolny, jak nie przymierzając ten przysłowiowy ptaszek. Czas by się ustatkować człowieku, myślę, o coś zaczepić, zakotwiczyć na stałe. Ale gdzie? W Przemyślu? Tam mój ojciec prowadził jeszcze praktykę, nie chciałem wchodzić w jego interesy. We Lwowie? No, nieźle, nieźle, tylko, że ciasno. Zresztą mnie
pociągał świat, panowie wiedzą, jak to jest w tym wieku.
- Ja w pańskich latach byłem już ustatkowany.
- A ja - powiada ojciec - drugi raz żeniaty.
- Ustatkowany, ustatkowany. Pan asesor jesteś ideałem. Ale ja? Mnie interesował Zachód. Poznań. No, może Gdańsk ostatecznie. Bydgoszcz w żadnym razie nie wchodziła w rachubę. Wieś z tramwajami, jak to się mówi. No i te niemieckie naleciałości. Nie! To nie dla mnie!
- Ci ludzie tutaj...
- Ludzie? Ludzie powiadasz pan asesor? No to posłuchaj pan. Do Bydgoszczy trafiłem przejazdem. Taki etap, żeby odsapnąć po podróży, dzień dwa. Ot, wie pan, nie śpieszyło mi się.
Ojciec wyposażył mój portfel, podróżowałem jak hrabia. Bo ja, proszę panów, zawitałem tutaj via Lwów, Warszawa. I stanąłem "Pod Orłem", elegancko, jak się należy. No, a że krew nie woda, pomyślałem sobie: rozejrzymy się, może się co stosownego trafi?
-Pan byłeś chociaż kawaler?
- A co pan asesor myślisz? W tym wieku miałem sobie życie wiązać? Rozglądam się po sali, proszę panów, widzę: jest! Siedzi taka jedna dama całkiem do rzeczy. Tak ja ukłon, ona do mnie oczko i już razem gruchamy przy stoliku. Koniaczek jeden, koniaczek drugi, trzeci. A rano proszę panów, budzę się rozglądam...
Ojciec bije się dłonią w kolano
-Ogołociła!
-Nikoguteńko koło mnie! Jak ten o, jak ten paluszek mój serdeczny, zostałem sam.
Asesor chichocze w serwetę
-Zrywam się z łóżka: rany boskie! Portfel! Gdzie mój portfel?!
-Fiuuu! - pogwizduje asesor -To się mecenas urządziłeś
(...) - Szukam? Jest! Liczę... Imaginuj sobie asesor...
-Pusty!
- Bzdura, asesor! Kasa się zgadzała. Brakowało tylko dziesięciu złotych, tyle ile się jej należało. To ja myślę sobie: skoro tutaj nawet kurwy, za przeproszeniem są uczciwe, to gdzie ty człowieku, będziesz szczęścia po świecie szukał? Zostałem i nie żałuję.
Ojciec dałby się teraz za mecenasa porąbać."

Jerzy Sulima-Kamiński, Most Królowej Jadwigi, Bydgoszcz 1984, s. 91-96.

Kongresiak mógł tylko "aspirować". I nawet cylinder nie czynił z niego cywilizowanego człowieka, skoro nadal biegał za stodołę i nie miał wychodka ;)

niedziela, 13 listopada 2011

Już nie poszukiwany!

Znalazłam! :) dam znać jak treść

Jak zdobyć? Średniowiecze, Toruń i z soczysty sarkazm w tytule, bajka! Podejrzewać można, że autorem jest Julian Prejs, bo kto inny do kalendarza wydanego przez niego mógł napisać powieść? W końcu był człowiekiem dość samowystarczalnym - od pomysłu do plajty. A może to nie powieść tylko o-powieść, czyli opowiadanie? Czy się gdzieś zachowało?

"Pokój Toruński-Pioruński, czyli Wesele pięciórne"

wtorek, 8 listopada 2011

Łódzka autoironia



Ulica Legionów, która wiedzie do Manufaktury - największego centrum handlowego w jakim w życiu byłam. Ale... ulica ta wiedzie również na Cmentarz Stary przy Ogrodowej - stąd napis po prawej

czwartek, 27 października 2011

Ankowe przysłowia i przyśpiewki

Od jakiegoś czasu każę P. prowadzić kajecik. Jak coś powiem po swojemu to powinien zanotować "wężykiem, wężykiem". Gdyby go w końcu założył, nie musiał by marudzić, że nie jestem rozmowna. Wystarczy wstawić, któryś z poniższych cytatów w odpowiedzi na typowe pytania. Zasób słów zmniejsza mi się z minuty na minutę, a to fatalnie się składa. Gdzie minęły te czasy, gdy nie kończyły mi się argumenty, a książki łykałam jak ciasteczka? Zmieniam się w gbura i nieuka.

Np.
P: Gdzie idziesz?
A: "Stary Anek farmę miał, ia ia ooo..."
P: Pozdrów świnki.

Czy też ktokolwiek inny:
X: Chcesz robić cmentarze w Bośni i Hercegowinie?
A: "Mam swoje nagrobki na głowie" ;)
X: ...

"Jak się nie ma co się lubi, to się kradnie co popadnie"
"Arbeit macht frei, jak mawiają w Czernikowie."
"Stary Anek farmę miał, ia ia ooo..." (przydatne przy wyrzucaniu gnoju i oprzętach).
"A że byłem kiedyś silny chłop, w tłumie złowił mnie sierżanta wzrok, w kaaaajdanach z bramy wywlekli mnie..."(jak trzeba znów coś przynieść, wynieść, pozamiatać)
"Ze wszystkich łakoci najbardziej lubię boczek" (serio! ukradzione z "Jeżycjady")
"Maszeruj albo giń!"
"I się wkręciło dziecku" (przy stanie głupawki)
"Z trzeciej i czwartej strony..."
"Ale se landarów nastawiali..." (ukradzione od babci, na widok paskudnych nagrobków o gabarytach ciężarówek)
"Mam swoje nagrobki na głowie"
"Już nigdy więcej nie pojadę za granicę!! (tu wstawić objawy histerii)" (za każdym razem, gdy wracam do domu z jakiejś podróży za miedzę, w szczególności do Wielkopolski)

"Nie, nie kupiłam sobie roweru pod kolor spódnicy..."
"Nie, nie kupiłam sobie laptopa pod kolor roweru"
"...ani pod kolor spódnicy..."

"Mi się podobasz, sobie nie musisz"
"Ja mam napęd słuchawkowy" (zajumane od sąsiada z Piątej strony świata)
"Czy mogę się wprosić na cmentarz?"
"Rób, nie marudź"
"Chcę do mamyyy"

piątek, 14 października 2011

No to będzie o Trialogu...

Może pominę nadmierne ekscytacje na temat Trialogu i przejdę do meritum. W kolejności odwrotnie chronologicznej będę "nadganiać" zaległości. Sprawę szerokości zdjęć rozwiązałam sposobem nieco łopatologicznym, ale lepiej tak niż wcale, prawda?

Wędrując szlakami dawnej pruskiej granicy (i krzyżackiej też, ale nie ukrywajmy, miała ona drugorzędne znaczenie, tak samo pozostałe), miałam okazję poznać przemiłych ludzi i ludzi tak niemiłych, że przebywanie z nimi powodowało dreszcze i ciarki... Oczywiście, jeśli ma się 3 dni na zrealizowanie programu i wszystko robi się w biegu, nie ma czasu na robienie zdjęć. Zostało mi ich malutko, jak na takiego małego Japończyka, jak ja. W Jenie zrobiłam 3 razy więcej zdjęć (co najmniej) niż Sanjeet, którego imię radośnie wykrzykiwała grupa pozując do zdjęć grupowych. Kochany San robił zdjęcia nawet kibelkom w bibliotece... Na szczęście piękna pogoda pozwoliła złapać chociaż trochę uroku pogranicza i schować na dysku laptopa (różowego!). Czy mówiłam już, że tęsknię za Łodzią? Ale już niedługo :)

Tadam, dnia drugiego ruszyliśmy do Aleksandrowa, z którego prawie nic nie zobaczyliśmy oprócz przejścia w Pieczeni-Rożenie i dworca. Wszystkiemu winny jedenastokilometrowy!! objazd do Aleksandrowa, którego jeszcze dzień wcześniej nie było :/ Skandal, zdezorientowane ludki, takie jak ja zupełnie nie wiedziały tego dnia jak jechać do miasta...

A to właśnie miejsce, gdzie było kiedyś przejście graniczne. Był kiedyś mostek, teraz masowo występują stare dywany. Pięknie tam jest, idealne miejsce na jakiś piknik albo inną randkę. Z rosyjskiej strony beznadziejny bruk- z pruskiej porządny do dnia dzisiejszego. Były też dwie karczmy - w końcu nazwa Pieczeń i Rożen zobowiązuje... Chyba będę tam nie raz wracać. Może wyłowię sobie jakiegoś księcia :P Albo policjanta, który tam niedaleko mieszka i był bardzo miły przy wręczaniu mandatu.

Reakcja koleżanki W. z Rosji "A rieka? Kuda?" Tam wszystko jest większe - taka mała rzeczka dla nich to kanalik.



Fototerroryści też tam byli, tęsknie fotografując pruską stronę...


A to już ciekawostka z samego Aleksandrowa. Mniejsza o okoliczności powstania tego wieńca, ale! Ale to chyba jedyny w województwie autentyczny przedwojenny wieniec nagrobny, który nam się dochował w całości. Wielokrotnie zastanawiałam się, jak takie wieńce wyglądały, nie raz w końcu znajdowaliśmy a to listek, a to kwiatek, a to samą obręcz... Wieszano takie (zapewne skromniejsze) na żeliwnych krzyżach i stukały i straszyły. To się nazywa cmentarna muzyka...


A to malownicze zdjęcie rudej wydry w parku przydworcowym. Chwilę później miałam ochotę wrzucić ją pod pociąg. Szczęściem dla niej, żaden nie jechał.


NIESZAWA

Nieszawa pięknym miejscem jest. Też tam będę wracać, coś mi się zdaje. Przemiła zakonnica wręczyła studentom obrazki błogosławionej Sancji, opiekunki studentów. Nie działają, odkąd je mam, prześladuje mnie potężny pech (patrz mandat i tysiąc pięćset innych nieszczęść).



A to już granitowe kolumienki z Warszawy i inne tego typu radosne kawałki piaskowca. Ładne, ale komu bym nie pokazała zdjęcia pyta się mnie - ale po co?







Kolejna smętna morda...


Za to w tym widoku mogłabym się zakochać. Co by ludzie powiedzieli, jakbym zamieniła się na nieszawskim bulwarze w słup soli niczym żona Lota?



RYPIN
Kochane stare dłonie i najładniejsza klamka w mieście. Chcę mieć babcię, czas sobie jakąś upolować.


O zgrozo... Kościół w Michałkach pozbył się rusztowań z wieży i chyba jednak doczeka się końca remontu. A tyle lat już stał niedokończony. Michałki zmienią nazwę na Kanarki i w końcu miejscowość przestanie się smutno kojarzyć.


Strasznie chciałam przytulić i powiedzieć, że jeszcze będzie lepiej. Cała grupa jeszcze długo była pod wrażeniem. Dlaczego tu? Dlaczego właśnie w Rypinie ten dialog nie wychodzi? Ludzie pamiętają tylko rachunki krzywd, burzą się na dobro. Co złego jest w odremontowaniu cmentarza, że musieli znów go zdewastować... I to miesiąc po poświęceniu...


Podobno w tym napisie jest kość niezgody. Rozniosła się plotka, że napis na kamieniu jest tylko po niemiecku, miejscowi wzburzeni... A wystarczy mieć trochę szersze horyzonty i lepszy wzrok. Gotyk nie zawsze oznacza napis po niemiecku! Szczególnie na tych terenach.


Tu przecież rosyjsko brzmiące nazwisko może oznaczać ewangelika, a Gerc czy Szulc może być polskim wojowniczym sklepikarzem.




A to chyba najważniejszy wynik projektu:


Jak powiedział autor: My myśleli, że Polska, to tam gdzie mieszkają Polaki, a tu i Rosjanie i Niemcy i Żydzi... I to wszystko razem było...

czwartek, 13 października 2011

Frustracje

Wiem, blog podupadł. Frustruje mnie tempo dodawania nowych zdjęć na bloggerze i ich format. Frustruje mnie czekanie (zawsze). Frustruje mnie nieogarnięte życie, moja i cudza głupota, brak miejsc parkingowych i zastawione stojaki na rowery.

Kompletnie nie frustrują mnie cmentarzyki, kamienice i podwórka. Łódź mnie też nie frustruje. Lubuskie może troszeczkę. Raduje szczotka ryżowa i wiadro wody z Preventolem (kubeczek na 15 litrów wydłubywany patykiem).

Może szanowni czytelnicy (całych 6) napiszą o czym by chcieli poczytać i co pooglądać? Ma być o Powązkach, rypińskich cudach na cmentarzu, niemieckim barbarzyństwie cmentarnym, łódzkich podwórkach i maszkaronach kamienicznych, granicy pruskiej czy może coś o Krakowie? A może o kłopotach z pamięcią w Rypinie? Jak nie napiszą to wylosuję. A co. Ene due rabe...

Ach jakby się chciało na huśtawkę...

wtorek, 9 sierpnia 2011

Widoczek z Jeny...

W związku z tym, że obiecałam niektórym 'relację' z mojego pobytu w Jenie (gdzie głównie oglądałam podłogę w bibliotece, gdzie pieczołowicie fotografowałam książki, o których u nas można tylko pomarzyć), zamieszczam raczej impresje, nie relację stamtąd.

Więc taki miałam raz widok z okna. Ładny, prawda? A nic się nie paliło. Wokół góóóry. Strome, skaliste, ale niezbyt zwaliste. Nie przytłaczało.


Z racji tego, że byłam na kursie, odczuwałam szalony pęd do wiedzy. Tak samo jak kolega z ławki Abdulrahman. Wobec tego z kilku spinaczy i śmieci stworzyliśmy 'toto'- dla niektórych kaczka, dla innych orzeł. Dla mnie symbol sympatii polsko-jordańskiej :P


...który przeżywał różne wzloty i upadki w zdobywaniu kwalifikacji językowych (czyli jak poprawnie wymawiać nazwiska: Schiller i Goethe, bo głównie o tym był ten kurs).


Nie nie, to nie Władca Pierścieni: Dwie Wieże. Krajobraz miasta zdominowany był przez Jena Turm, zwaną przez mieszkańców Keksrolle (paczka ciastek-markizów) - budowlę oczywiście z czasów NRD, postawioną w miejsce wyburzonego kwartału starego miasta. Tak, tak, wyburzono nieco mniej jak hektar starówki, by postawić to coś. Miało mieć towarzyszki i towarzyszy (jak to w NRD), ale zabrakło pieniędzy i ustroju, więc pusty plac jest dziś parkingiem. U stóp wieży jest za to Deichmann, Subway itp itd... Wieża po prawej to kościół, do którego nie udało się mi wejść (bo w remoncie). W trakcie naszego pobytu ktoś oblał jego drzwi czerwoną farbą. nie wiadomo dlaczemu.


Mieszkaliśmy za to w dzielnicy zupełnie swojsko wyglądającej - same bloki. Różniła się jednak fontanną, która przy pięknej pogodzie zmieniała się w coś w rodzaju zastępstwa za jezioro/basen. Mamy siedziały na kamiennych ławeczkach, pilnując jak bawią się pociechy. Pociechy udawały, że są na plaży i rozkładały koło fontanny ręczniczki (miały też swoje "zestawiki" plażowe). Sweeet. Szkoda tylko, że woda brudna.

A to już widoczek zupełnie codzienny... Daawno nie widziałam tylu podpitych, pijących na ulicy czy po prostu pijanych ludzi. Zapomniałam zupełnie, że w innych krajach można alkohol piwo w miejscach publicznych. Ten pan był sympatyczny i karmił markizami u podnóża Keksrolle gołębie (z ręki) i wróbelki (które zwiały na mój widok, więc ich nie widać).

Chwilowo tyle. Ciąg dalszy nastąpi. Będzie jakby to było coś niezwykłego - o cmentarzach. Nieco przewrotnie będzie i nieco smutno.

piątek, 24 czerwca 2011

A tak proszę Państwa wygląda kopalnia bursztynu


...który wydobywa się z gliny zwanej niebieską.

I to naprawdę koniec zdjęć z obwodu, jak się szanownemu czytelnictwu nie podoba, to wrócę do lokalnych ciekawostek :P

czwartek, 23 czerwca 2011

Że to prawie koniec zdjęć...

...to zapraszam na wystawę, zdjęć uczestników szkoły (niezbyt)letniej w obwodzie kaliningradzkim. Otwarcie w ostatnim tygodniu września w Bibliotece Głównej UMK.
Na wystawie będą też trzy Ankowe zdjęcia :)
A poniżej kawałek ulotki z tej samej wystawy ale w Bibliotece w Frankfurcie nad Odrą:
I link do opisu na blogu Arndta Becka, opowiadacza wystawy.

Widoczki różne, eto prawie wsio


Ozdoby przydomowe, stwór poniżej zmierzał do różowej wanienki kilka wpisów temu.


Lokalny rzeźbiarz czy jak...?




Tak oryginalnych ozdób okien nigdzie nie widziałam. Ani tych przed-ani powojennych.

Zelenogradsk, padli ze zmęczenia...

Rosjanka i Rosjanka. I chodniki wysokiej jakości ;)

Może i warzywa, ale ajerkoniak też :)


U góry był napis frukta i owaszczi ;)


Przekupy z horrendalnie drogimi bursztynami. 93% światowego wydobycia nie oznacza niższych cen :P