Mecenas: "Do wszystkiego można przywyknąć. Jacy tu oni są, tacy są, ale przynajmniej uczciwi. (...)
Fryzjer: Skoro jest tak, jak pan mecenas mówisz, to aż dziw, żeś pan nie zrobił plajty w swoim zawodzie...(...)
Ojciec strzyże uszami znad gazety. Oho! antki rozprawiają o nas, Pomorzakach! Warto się temu przysłuchać! (...)
Fryzjer: Dałbyś się pan mecenas spryskać koniakiem.
- A propos koniak! - ożywia się mecenas - Wierzcie mi albo nie wierzcie, panowie, ale ja właściwie dzięki koniakowi zainstalowałem się w tym mieście na stałe!
(...)
-A zresztą- daje za wygraną asesor- Dlaczego nie? "Pod Orłem" mają niezłe marki.
- Nie dlatego! - mecenas strzela z palców gestem przywołującym kelnera - To niezupełnie tak, wyraziłem się nieściśle. Owszem, koniak również odegrał pewną rolę, ale był on raczej czynnikiem towarzyszącym. Żeby tak powiedzieć, przygotował grunt.
- Rozumiem, kiecka!
- Pan jesteś gorączka. Pan upraszczasz, że tak powiem antycypujesz zdarzenia. W dwudziestym pierwszym roku, proszę panów, wybiło mi trzydzieści pięć lat, ukończyłem wreszcie studia i byłem wolny, jak nie przymierzając ten przysłowiowy ptaszek. Czas by się ustatkować człowieku, myślę, o coś zaczepić, zakotwiczyć na stałe. Ale gdzie? W Przemyślu? Tam mój ojciec prowadził jeszcze praktykę, nie chciałem wchodzić w jego interesy. We Lwowie? No, nieźle, nieźle, tylko, że ciasno. Zresztą mnie
pociągał świat, panowie wiedzą, jak to jest w tym wieku.
- Ja w pańskich latach byłem już ustatkowany.
- A ja - powiada ojciec - drugi raz żeniaty.
- Ustatkowany, ustatkowany. Pan asesor jesteś ideałem. Ale ja? Mnie interesował Zachód. Poznań. No, może Gdańsk ostatecznie. Bydgoszcz w żadnym razie nie wchodziła w rachubę. Wieś z tramwajami, jak to się mówi. No i te niemieckie naleciałości. Nie! To nie dla mnie!
- Ci ludzie tutaj...
- Ludzie? Ludzie powiadasz pan asesor? No to posłuchaj pan. Do Bydgoszczy trafiłem przejazdem. Taki etap, żeby odsapnąć po podróży, dzień dwa. Ot, wie pan, nie śpieszyło mi się.
Ojciec wyposażył mój portfel, podróżowałem jak hrabia. Bo ja, proszę panów, zawitałem tutaj via Lwów, Warszawa. I stanąłem "Pod Orłem", elegancko, jak się należy. No, a że krew nie woda, pomyślałem sobie: rozejrzymy się, może się co stosownego trafi?
-Pan byłeś chociaż kawaler?
- A co pan asesor myślisz? W tym wieku miałem sobie życie wiązać? Rozglądam się po sali, proszę panów, widzę: jest! Siedzi taka jedna dama całkiem do rzeczy. Tak ja ukłon, ona do mnie oczko i już razem gruchamy przy stoliku. Koniaczek jeden, koniaczek drugi, trzeci. A rano proszę panów, budzę się rozglądam...
Ojciec bije się dłonią w kolano
-Ogołociła!
-Nikoguteńko koło mnie! Jak ten o, jak ten paluszek mój serdeczny, zostałem sam.
Asesor chichocze w serwetę
-Zrywam się z łóżka: rany boskie! Portfel! Gdzie mój portfel?!
-Fiuuu! - pogwizduje asesor -To się mecenas urządziłeś
(...) - Szukam? Jest! Liczę... Imaginuj sobie asesor...
-Pusty!
- Bzdura, asesor! Kasa się zgadzała. Brakowało tylko dziesięciu złotych, tyle ile się jej należało. To ja myślę sobie: skoro tutaj nawet kurwy, za przeproszeniem są uczciwe, to gdzie ty człowieku, będziesz szczęścia po świecie szukał? Zostałem i nie żałuję.
Ojciec dałby się teraz za mecenasa porąbać."
Jerzy Sulima-Kamiński, Most Królowej Jadwigi, Bydgoszcz 1984, s. 91-96.
Kongresiak mógł tylko "aspirować". I nawet cylinder nie czynił z niego cywilizowanego człowieka, skoro nadal biegał za stodołę i nie miał wychodka ;)
Ale historyjka! PYYYYYSZNA1 I język barwny i realia odmalowane jak trzeba :-)
OdpowiedzUsuńPolecam książkę :) Cudna
OdpowiedzUsuń