wtorek, 19 listopada 2013

La cebula i inne ogłoszenia drobne

Nie brzmi dumnie,
ale la cebula! Tak lepiej.

I ustęp z desek na dwie osoby. Znaczy, że jak? Kolanko w kolanko i pogaduchy?


Zamienił stryjek siekierkę na kijek. Lornetkę na  ten, no, leliwer? welwewer? Ach, rewolwer!


Po co człowiekowi taki rewelwer?

I na koniec - dział kobiecy. Dzielną gospodynię chcą. Już to widzę - albo kawalerskie lokum albo gromada bachorów, albo... księżowska plebania. 


Jeden numer gazety a ile radości: "Słowo Pomorskie", 25 maja 1922, s. 10. 

sobota, 16 listopada 2013

Kuriozum



Pięść w twarz prosto z rana wraz z gazetą "Poza Toruń". Mam ochotę oddać...
Kto jest ze mną?


sobota, 9 listopada 2013

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie... zaduszki poetyckie w chałupie na Włęczu

Dopadła nieogara jesienna deprecha. Nieogar próbuje się powyjazdowo ogarnąć, usiąść do pisania, a wszędzie ino mus, obowiązek i szarzyzna, infekcje, choroby i smutki. Źle było, oj źle... Nieogar nieprzekonany wsiadł samotnie w golfa i dotruptał się na Włęcz na Zaduszki Poetyckie organizowane przez pana Chrobaka, Czyżnie, SP w Czernikowie i Lipnowską Grupę Literacką (niepijącą z literatek, ino piszącą wiersze). Co Nieogar ma wspólnego z zaduszkami, w dodatku poetyckimi? No nic, chociaż ostatnio dumnie wkroczył w grono autorów. Pytali się wszyscy, kiedy książkę napisze to napisał. I nawet narysował, dwanaście stron ma i jest dla dzieci :) Poezje w każdym razie Nieogarowi były nie w głowie. Polazł jako widz, zabrał sznurek, trochę starych zdjęć, powiesił je i oglądał cuda i dziwy... Podziałały jak najlepsze lekarstwo! 


Chałupa po raz pierwszy od eksmisji lokatorów jaśniała wewnętrznym blaskiem. Po ciemku nie było widać niedoróbek i śladów smutnych kolei losu. 


Wewnątrz przygotowano strawę dla duchów. 


Nieogar przyszedł na gotowe, bo ani nie sprzątał, ani nie dekorował, zatem szczęka mu opadła jak zobaczył chałupową przemianę. 


Chałupa była jak prawdziwy dom.

 W drugiej izbie siedziała publiczność. Delegacje i zaproszeni goście, sąsiedzi i ciekawscy.


 Ostatnie ustawienia kamery i zaczęto. Pierwszych dwóch dusz obecnych na Dziadach nie uwieczniłam, ale dziedzica...


 Dziedzic był w dechę. Po prawo Guślarz, po lewo chór.


Chór składał się w przeważającej części z bibliotekarek! :)


A tu trzecia dusza czeka na swój występ, zadumana, zamyślona...


Chór mamrocze straszne strofy...


Ptaki, co zaraz spróbują rozdziobać dziedzica!


Palenie ostatnie, paliła się tam i kądziel i wódka!


Dusza ostatnia, której sięgnąć się nie da.


Chociaż się próbuje...


Dwóch byłych fotoreporterów "Nowości" w oknie. Czy to przypadek czy zrządzenie losu?

Takich metafizycznych spotkań było więcej, trochę pojednań, trochę litewskiej nalewki, trochę żartów i uścisków. Pięknie! Teraz Nieogar może sobie popracować. Wie, że wśród swoich nie zginie i że bez ludzi żyć się nie da. 

A chałupę trzeba ratować, żeby można było zrobić noc kupały :) I noc Valpurgi. I kolejne zaduszki.

niedziela, 3 listopada 2013

Kremlowski Teatr czyli k... Rosja.

Proszę mi wybaczyć użycie literki, która sugeruje wulgaryzm. Chciałam opowiedzieć skąd i dlaczego. Ostatni członek naszej rodziny, który Moskwę na własne oczy widział był, zmarł przed moim urodzeniem i był to mój pradziadek. Wrócił z Bawarii od bauera na wieść o wojnie, bo bał się uznania za dezertera i zsyłki. Wcielili go do woja i jak dobry wojak Szwejk przeżywał różne przygody łącznie z otrzymaniem medalu za dezercję. Gdy odłamek wyrwał mu kawałek ciała w miejscu dość niepolitycznym zaczęło się jego zwiedzanie Rosji - dokładniej jej wojskowych szpitali. Wylądował za Uralem, był też w paru innych miastach i z zapałem słuchał przemówień Lenina. Chciał nawet w Rosji zostać, bo wizje roztaczane przez jejmościa na L. bardzo mu się podobały, ale wrócił do domu bo ckno mu było. Cały zawszony, a legendy o robactwie, które ze sobą przywlókł zmuszały całe pokolenia do mycia i dbania o higienę nawet w najtrudniejszych czasach. Działo się to jakieś 101-102 lata temu. Dla niektórych Moskwa, Berlin czy Monachium to żadne osiągnięcie - dla mnie - misja dziejowa :)

 A skąd przekleństwo w tytule? W moich stronach, jak ktoś chce bardzo szpetnie przekląć gdy widzi coś brzydkiego, okropnego a zarazem kłopotliwego może sobie przekląć właśnie "K... Rosja" i zostanie zrozumiany. W Toruniu zaś usłyszałam urocze zdanie wysiadając kiedyś z rozklekotanego tramwaju - "Ja p..., tramwaj jak za cara".  

Do Moskwy pojechałam służbowo, coby wyśledzić parę rzeczy w archiwum. W międzyczasie (a miałam go bardzo mało) próbowałam zwiedzać i kupować podarki. Pierwszego dnia zaczęłam dość nietypowo...

Byłam w budynku będącym odpowiednikiem naszej sali kongresowej co zwie się Państwowy Pałac Kremlowski. Sala obecnie jest używana między innymi teatr kremlowski (baletowy), do którego zespołu należy Kirył - przyszły zięć mojej przewodniczki po Moskwie, pani Iriny. W Śpiącej Królewnie grał on... złą czarownicę. Kostium uzupełniała laska, baletka na jednej nodze i pantofel na obcasie na drugiej. Oczywiście stópka w baletce en pointe (czy jak to się tam nazywa). Boskie!






Budynek powstał w złotych latach sześćdziesiątych i miał łączyć ze sobą wszystko to, co najlepsze. Faktycznie drewno i marmury musiały tu zjeżdżać z całego ówczesnego ZSRR.


Po prawej od wejścia znajduje się Sobór Archangielski. Ofkoz, dojścia niet. Stała policja, podejść bliżej nie szło :(


Coś w rodzaju oranżerii.


Ciekawostka - tu akurat publiczność teatru wygląda dość elegancko, ale to raczej wyjątki. Kiedyś mój wujek z ciocią wybrali się do teatru (chyba w Mińsku). Odstrzelili się jak szczur na otwarcie kanału i wsiedli w marszrutkę do teatru. Jadą, jadą i widzą babuszki w chusteczkach, ludzi w adidasach i dekatyzowanych dżinsach - myślą - wsiedliśmy w zły busik, spóźnimy się! No ale podjechali, wysiedli, patrzą gdzie idzie tłum. A tłum szedł do teatru. Wujaszek ciężko to przeżył, bo wraz z ciotuchną wyglądali jak egzotyczna delegacja w hucie stali. Ja nie miałam czasu na elegancję. Buciory i odblaskowy sweterek na szczęście zupełnie uszły w tłumie.



Z samego przedstawienia fotografii nie mam, niestety - nie wolno. Przydługie było, ale zła czarownica ratowała sytuację. Wrażenie niezapomniane :)

Ciekawostka na koniec - siedziałyśmy w pierwszym rzędzie. Pierwsze dwa rzędy zarezerwowane są dla VIPów, które dostają bilety za darmo, albo są z jakiś ważnych delegacji. W 90% przypadków nie mają na przedstawienia czasu, pozostałe 10% wychodzi po pierwszej przerwie. Moja cudna przewodniczka dobrze o tym wiedziała i od razu z pewną miną zaprowadziła mnie do pierwszego rzędu. Powiem tylko, że nie ona jedna znała ten sposób :)


Ciąg dalszy kiedyś nastąpi.