poniedziałek, 4 lutego 2019

W nowej wersji strony KOD, słowa krytyki się nie mieszczą ;)

Wrzucam tu tekst, który napisałam za namową Marka Krupeckiego (pełnego naiwnej nadziei) po spotkaniu o patriotyzmie w KOD. Finisz tego był taki, że teściowie się na mnie obrazili i reszta KODu chyba również, łącznie z tym, że wleciały mi na mailika hejterskie wiadomości :) Ale z perspektywy czasu widzę, że ten tekst nadal ma sens. Krytyka, natomiast na nowej stronie toruńskiego KODu się nie zmieściła, a szkoda. 



"Postępuj tak, byś człowieczeństwa tak w twej osobie,
jako też w osobie każdego innego używał zawsze zarazem jako celu,
nigdy tylko jako środka"
Immanuel Kant

Tydzień temu trafiłam, nieco spóźniona i nieco przypadkiem na debatę o patriotyzmie zorganizowaną przez toruński KOD. Żeby się umiejscowić w socjotopografii polskiej polityki, informuję: nie jestem sympatyczką tej organizacji. Odkąd pamiętam moje serce bije miarowo po lewej stronie. Z racji wieku i płci, nie zaliczam się do obrońców status quo rządów Platformy Obywatelskiej. Nie jestem też zwolenniczką PiS. Neoliberałów za to zaprzęgłabym do pracy w specjalnych strefach ekonomicznych i kazałabym im rodzić dzieci.
Doszłam jednak do takiego momentu w życiu, że najgorszym z koszmarów, jaki mi się śni, to powrót Platformy Obywatelskiej do władzy i koniec rządów „dobrej zmiany”. Dziwne? Jestem prekariuszką, osobą niepewną swego bytu, nie dającą państwu nic, nawet potomstwa. Do dnia swoich trzydziestych urodzin karmiłam się nadzieją, że przede mną jest jakakolwiek perspektywa zawodowa, że jeszcze będę „kimś”. Jestem kobietą, więc, paradoksalnie, pozostanę przy pracy fizycznej, na mikrą część etatu, z niepłatnymi nadgodzinami, niewykorzystanym urlopem, za to wśród ludzi, którzy żyją w rzeczywistości, co jest dla mnie bardzo cenne.
Takich, jak ja są tysiące w tym mieście, miliony w Polsce i w Europie. Prekariusze są wściekli. Wściekli na państwo, które ich opuściło, na gospodarkę, która ich potrzebuje, o ile może wyzyskać, na brak perspektyw, na życie na lotnych piaskach. Gdy spędzałam swój semestr na Freie Universität w Berlinie, chadzałam na wykłady o dwudziestoleciu międzywojennym w Niemczech. Wykłady miały być o Republice Weimarskiej, w rzeczywistości konsekwentnie omawiały przyczyny wybuchu II wojny światowej. Młodzi mężczyźni, naznaczeni wojną, inwalidzi, wracając do domów, nie znajdowali miejsca dla siebie. Czasami nie odnajdywali swoich rodzin, a najczęściej nie znajdowali pracy. Na każdym kroku można było spotkać żebrzących inwalidów wojennych. Weterani spadli w drabinie społecznej, bez perspektyw na lepsze jutro. Rozgoryczeni, radykalizowali się. Zatracali umiejętność dialogu, przystępując do ideologii, która im obiecywała najwięcej. Trzeba być ślepcem, by nie widzieć analogii i nie szukać kolejnych grup „opuszczonych” przez suwerena. Dla nas/nich każda zmiana jest/była lepsza niż jej brak.
Jesteśmy wściekli, co poradzić. Recepty pod tytułem „Zausz firmę”1, „zmień pracę, weź kredyt”, „możesz nawet sprzątać”, „zarobisz więcej na czarno”, „nam też było ciężko”, „trzeba było inne studia wybrać” denerwują nas raczej, niż motywują. Nie o to chodzi, lecz o zwykłą godność ludzką. O prawo do pójścia na zwolnienie w zagrożonej ciąży, o prawo do temperatury w pracy niższej niż 50 stopni, o założenie klimatyzatora w miejscu pracy zamiast płacenia regularnie mandatów (bo taniej zapłacić mandat 500 zł, niż kupić klimatyzator za 4500 zł), o zatrudnianie na jakąkolwiek umowę, o założenie windy/podnośnika dla niepełnosprawnych (po co, jest pracownik, sam wniesie wycieczkę dzieci na wózkach).
Na spotkaniu KODu spotkałam ludzi spełnionych. Na emeryturach, pracujących, przedsiębiorców, mikro-przedsiębiorców, profesorów i profesorki. Zebrało się grono z przeszłością w „S”, z przeszłością w polityce, publicystyce, nauce. Słowem ludzi, którzy stworzyli świat, w którym ja żyję, którzy współdecydowali o jego kształcie. Dyskusja była piękna, pełna wzniosłych słów, dopóki nie pojawił się zgrzyt. Trzy młode osoby, o poglądach diametralnie różnych od prezentowanych, próbowały zabrać głos. W wieku lat osiemnastu, trudno było oczekiwać po nich kunsztu oratorskiego i niebywałej trafności argumentów. Trudno było oczekiwać wspólnoty wartości. Słowem, Młodzież Wszechpolska. Butna, zadająca pytania czasami ad hoc, czasami ad vocem, niepewna, zagubiona, niezrozumiana i nie rozumiejąca. Było mi ogromnie przykro obserwować, jak sala zagotowała się od niechęci. Pojawiały się nawet okrzyki: „Zabrać im mikrofon!”. Były też nerwy, argumenty o dzieciach, doświadczeniu życiowym i poglądach osobistych. Wszystko płynęło w stronę niefortunnego końca. I popłynęło, pomimo mojej naiwnej prośby o policzenie do dziesięciu i ujrzenie w drugim człowieka.
Żyjemy w czasach wojny posko-polskiej pod flagą biało-czerwoną. Spolaryzowane społeczeństwo odsunęło się od siebie, grupy okopały się na swoich pozycjach i strzelają, nie patrząc, czy poprzedni pocisk trafił celu. Zatraciliśmy umiejętność dyskusji. Nie jestem ideałem, sama dyskutuję z finezją cepa na klepisku, gdy temat jest dla mnie osobiście ważny. Z perspektywy obserwatora widzi się jednak inaczej, więcej, więc staram się patrzeć i słuchać.
Mój ulubiony argument w takich dyskusjach brzmi: „Nie możesz tak myśleć”. Myśleć? W myśli mogę chcieć ugotować teściową w brzoskwiniach, a teścia w żurawinie. Dopóki nie wprowadzę moich kulinarnych fantazji w czyn, bądź nie będę innych do tego typu praktyk nakłaniać, nie robię nic złego. Kolejny: „Nie możesz tak mówić” - mówić mogę wszystko, dopóki nie nakłaniam do złego! Jak możemy mówić o obronie wolności, demokracji, o liberalnych wartościach, gdy zakazujemy komuś MYŚLEĆ w sposób nieprzystający do naszego? Gdy próbujemy kogoś UCISZYĆ? Czy lewicowo-liberalny światopogląd wygrał wojnę kulturową po to, by uczynić obce poglądy wstydliwymi, zakazanymi?
Czym miała być ta debata, jeśli nie spotkaniem z „obcym”? Czy popisem oratorskim prowadzącego i uczestników? Czy spotkaniem przytakujących sobie znajomych, którzy chóralnie podpowiadają sobie ulatujące słowa? Czy takie spotkania zmieniły cokolwiek, kiedykolwiek w historii? Czy Okrągły Stół był spotkaniem ludzi o jednakowych poglądach? PiS tak bulwersuje się faktem spożywania alkoholu podczas rozmów w Magdalence. Mnie to nie mierzi. By w drugim ujrzeć człowieka, a nie tarczę do strzelania, trzeba dopuścić do siebie myśl, że on, tak, jak ja ma rodzinę, zainteresowania, problemy i miewa czkawkę po alkoholu. Trzeba go poznać. Można i przy kieliszku. Czasami osłabia to ciosy. Ale czy we wspominanej przeze mnie sytuacji była konieczność strzelania do młodych z ostrej amunicji? Czy ktoś zapytał tych młodych ludzi dlaczego mają takie poglądy? Skąd wzięły się ich postawy, kto ukształtował ich umysły? I nareszcie, czy każdy wyborca PiS wycina drzewa na potęgę? Czy każdy piewca Żołnierzy Wyklętych bije żonę w zaciszu domowego ogniska? Czy każdy, kto cieszy się z 500+, jest osłem, który dał się przekupić?
My, prekariusze, jesteśmy wściekli. Szukamy zrozumienia i akceptacji w różnych grupach od prawa do lewa. Radykalizujemy się. KOD, w mojej opinii nie obroni żadnej demokracji, bo nie jest w stanie. Widzę, natomiast, ogromną szansę na to, żeby poprzez takie debaty i spotkania z „innym”, budować mosty i ugasić ten pożar, który trawi Polaków. W tym widzę zadanie dla KOD i szansę, by nie stał się „mentalnym gettem”. Jest to okazja do zrobienia czegoś dobrego, bez konieczności marznięcia pod Sejmem i kruszenia kopii na niedorostkach. Widzę też szansę w przyznaniu się do winy: „Spieprzyliśmy sprawę z tą wolnością. Wyrzuciliśmy i wyrzucamy za burtę zbyt wielu, by tonęli samotnie. Podzieliliśmy ludzi. Zrobimy wszystko, by to naprawić.”


Lektury obowiązkowe.

Niedawno zmarły prof. Zygmunt Bauman w materiale dla Al Jazeery wyjaśnił, jakim strachem żywi się prekariat, mówiąc o uchodźcach:

Why the world fears refugees (Narrated by Zygmunt Bauman)

Eksperyment, który z wrogów czyni ludzi. Do stosowania przed poważnymi debatami politycznymi:

  1. All That We Share

Przestroga dla KOD:

Grzegorz Giedrys, Internet zamyka nas w mentalnych gettach, „Gazeta Wyborcza”


I na koniec, przesadzone, dosadne, mało cenzuralne, ale prawdziwe wyjaśnienie, jak to się stało, że świat nam skręcił na prawo:

Jonathan Pie: President Trump: How & Why...


Jacek Kuroń, Wiara i wina. Do i od komunizmu, Warszawa 1990, ss. 371.

1„Zausz firmę”, to profil na Facebooku, który śmieje się z prostych recept neoliberałów na rzeczywistość rynku pracy.

2 komentarze:

  1. "Bycie kimś", skądinąd słuszne pragnienie, nie jest dane - "bycie kimś" osiąga się wytrwałą, konsekwentną, wieloletnią pracą, trudem, wysiłkiem, świadomością, do czego chce się dążyć, i tego realizacją. A przecież szanse, by tak było, ktoś kiedyś zapewnił, poświęcił swój czas, ładne kilka lat, wysłał na semestr do Berlina nie po to, by to teraz cytować w blogu, Pani Anno! I kto broni wściekłemu prekariuszowi wziąć sprawy w swoje ręce i uczynić rzeczywistość nieco lepszą? Może nie tyle kto, ale co? Zmiana świata wymaga bowiem wysiłku, nawet tylko zmiana Polski wymaga wysiłku, więc wielu prekariuszy-frustratów woli przenieść się na gotowe, gdzieś do UK, Norwegii czy Niemiec..... Bo już tam mają proste chodniki, uregulowane prawo pracy czy porządne zabezpieczenia socjalne. I demokrację! M.N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, no zapomniałam jeszcze o ogólnej wymowie tekstu. Od czasu, gdy powstał sporo się u mnie zawodowo zmieniło. Za granicę się nie wybieramy :) Poza tym jest w nim pewna licencia poetica - wyszłam z założenia, że czytający go, wiedzą kim jestem i co robię, więc nikt się nie będzie do mnie przysrywał, że "panie te młode tylko brać by chcieli". I tu popełniłam błąd, przyznaję. Okazuje sie, że w sytuacji społecznego wkurwienia, fakty schodzą na bok. Liczą się tylko łatki przypinane wściekle na prawo i lewo. Po dwóch latach zresztą, tak z połowie siedzących wówczas na sali udało się mi czy nam w innej sytuacji pomóc. A to uratować drzewo i ogród, innym razem widok z okna, czasem kamienicę czy inny napis. A bycie prekariuszem z doktoratem nic nie zmienia. Nadal się jest prekariuszem, tylko może bardziej upokorzonym. Posiadane przez jednostkę wykształcenie nie zmienia systemu ekonomicznego, w którym "dzieci wyżu", po którym nastąpił duży niż, są po prostu gospodarce niepotrzebne. Pozdrawiam serdecznie, małżonek również! Cieszę się, że Pani Profesor w dawnej formie! Ogromnie się martwiliśmy.

      Usuń