niedziela, 3 listopada 2013

Kremlowski Teatr czyli k... Rosja.

Proszę mi wybaczyć użycie literki, która sugeruje wulgaryzm. Chciałam opowiedzieć skąd i dlaczego. Ostatni członek naszej rodziny, który Moskwę na własne oczy widział był, zmarł przed moim urodzeniem i był to mój pradziadek. Wrócił z Bawarii od bauera na wieść o wojnie, bo bał się uznania za dezertera i zsyłki. Wcielili go do woja i jak dobry wojak Szwejk przeżywał różne przygody łącznie z otrzymaniem medalu za dezercję. Gdy odłamek wyrwał mu kawałek ciała w miejscu dość niepolitycznym zaczęło się jego zwiedzanie Rosji - dokładniej jej wojskowych szpitali. Wylądował za Uralem, był też w paru innych miastach i z zapałem słuchał przemówień Lenina. Chciał nawet w Rosji zostać, bo wizje roztaczane przez jejmościa na L. bardzo mu się podobały, ale wrócił do domu bo ckno mu było. Cały zawszony, a legendy o robactwie, które ze sobą przywlókł zmuszały całe pokolenia do mycia i dbania o higienę nawet w najtrudniejszych czasach. Działo się to jakieś 101-102 lata temu. Dla niektórych Moskwa, Berlin czy Monachium to żadne osiągnięcie - dla mnie - misja dziejowa :)

 A skąd przekleństwo w tytule? W moich stronach, jak ktoś chce bardzo szpetnie przekląć gdy widzi coś brzydkiego, okropnego a zarazem kłopotliwego może sobie przekląć właśnie "K... Rosja" i zostanie zrozumiany. W Toruniu zaś usłyszałam urocze zdanie wysiadając kiedyś z rozklekotanego tramwaju - "Ja p..., tramwaj jak za cara".  

Do Moskwy pojechałam służbowo, coby wyśledzić parę rzeczy w archiwum. W międzyczasie (a miałam go bardzo mało) próbowałam zwiedzać i kupować podarki. Pierwszego dnia zaczęłam dość nietypowo...

Byłam w budynku będącym odpowiednikiem naszej sali kongresowej co zwie się Państwowy Pałac Kremlowski. Sala obecnie jest używana między innymi teatr kremlowski (baletowy), do którego zespołu należy Kirył - przyszły zięć mojej przewodniczki po Moskwie, pani Iriny. W Śpiącej Królewnie grał on... złą czarownicę. Kostium uzupełniała laska, baletka na jednej nodze i pantofel na obcasie na drugiej. Oczywiście stópka w baletce en pointe (czy jak to się tam nazywa). Boskie!






Budynek powstał w złotych latach sześćdziesiątych i miał łączyć ze sobą wszystko to, co najlepsze. Faktycznie drewno i marmury musiały tu zjeżdżać z całego ówczesnego ZSRR.


Po prawej od wejścia znajduje się Sobór Archangielski. Ofkoz, dojścia niet. Stała policja, podejść bliżej nie szło :(


Coś w rodzaju oranżerii.


Ciekawostka - tu akurat publiczność teatru wygląda dość elegancko, ale to raczej wyjątki. Kiedyś mój wujek z ciocią wybrali się do teatru (chyba w Mińsku). Odstrzelili się jak szczur na otwarcie kanału i wsiedli w marszrutkę do teatru. Jadą, jadą i widzą babuszki w chusteczkach, ludzi w adidasach i dekatyzowanych dżinsach - myślą - wsiedliśmy w zły busik, spóźnimy się! No ale podjechali, wysiedli, patrzą gdzie idzie tłum. A tłum szedł do teatru. Wujaszek ciężko to przeżył, bo wraz z ciotuchną wyglądali jak egzotyczna delegacja w hucie stali. Ja nie miałam czasu na elegancję. Buciory i odblaskowy sweterek na szczęście zupełnie uszły w tłumie.



Z samego przedstawienia fotografii nie mam, niestety - nie wolno. Przydługie było, ale zła czarownica ratowała sytuację. Wrażenie niezapomniane :)

Ciekawostka na koniec - siedziałyśmy w pierwszym rzędzie. Pierwsze dwa rzędy zarezerwowane są dla VIPów, które dostają bilety za darmo, albo są z jakiś ważnych delegacji. W 90% przypadków nie mają na przedstawienia czasu, pozostałe 10% wychodzi po pierwszej przerwie. Moja cudna przewodniczka dobrze o tym wiedziała i od razu z pewną miną zaprowadziła mnie do pierwszego rzędu. Powiem tylko, że nie ona jedna znała ten sposób :)


Ciąg dalszy kiedyś nastąpi. 

2 komentarze:

  1. Te sierpy i młoty naprawdę mnie zaskoczyły. Lenin wiecznie żywy! No i myślałem, że w swetrach do teatru to tylko Czesi chodzą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aerofłot tez ma sierp i młot w logo ;)

    OdpowiedzUsuń