piątek, 30 sierpnia 2013

Post nr 200!

Ten jest 201.

Czytelnikom wsiego dobrego. Porad typu "jak zostać bloggerem" udzielać nie mam zamiaru ani rocznic pięćdziesiątego posta obchodzić nie będę.

Czymś ładnym za to mogłabym się podzielić. Dzielę się kwietnym aniołkiem z Grzybna. Aniołek taki se, ale te kwiatki. Cudo!


Toruńskich szpetnych reklam ciąg dalszy

Puppet Master z Ghost in the Shell to nie jest, ale też straszne.

Lalki na części, to dla lalkarskiego lekarza. Reklama pojawiła się w Thorner Zeitung w okresie przedświątecznym 1916 roku. Może panowała taka bieda, że dziecina dostawała tylko nową główkę do lalki? Albo nóżkę. Albo kozaczki.


Do posłuchania. Kenji Kawai do Ghost in the Shell, zwane też "chórem chińskich praczek" ;).

wtorek, 27 sierpnia 2013

Aleksandrowski rajd graniczny - dlaczego rowerowy?

Rajd jest rowerowy, chociaż w praktyce wjeżdżanie na rowerach do Rosji było zabronione, gdyż w opinii rosyjskich celników rower nie był środkiem transportu lecz przedmiotem handlu i przemytu.  Źle wyszedł na tym  sierżant  Kohl z piątego regimentu, który przekroczył granicę i został pozbawiony roweru, wolności oraz pieniędzy – 23 marek.  Pojechał na wycieczkę rowerową do Otłoczyna, i jak twierdził - zagapił się. Podobno zupełnie niechcący przekroczył granicę na rowerze i to w dodatku w mundurze! Przez 6 dni trzymano go o chlebie i wodzie na granicy, następnie został przewieziony do Aleksandrowa, gdzie został osądzony za szmugiel roweru, skazany na karę 150 rubli i wreszcie  uwolniony. 


Turystyka rowerowa w XIX-wiecznym Toruniu rozwijała się prężnie, równie prężnie rozwijał się i przemyt rowerów oraz innych skradzionych przedmiotów. Dlatego, drodzy wycieczkowicze, nie zapominajcie o właściwym zabezpieczeniu rowerów!  Były one częstym przedmiotem rabunku w przygranicznych miejscowościach. Przemycano je na rosyjską stronę:

O pewnym mieszkańcu rosyjskiego pogranicza cała wieś wiedziała, że jest znanym i bogatym przemytnikiem. Skromny ów człek nie wyglądał jednak na bossa wielkiej przemytniczej szajki. Co dzień po prostu przekraczał granicę na piechotę – bez pakunków. Po jakimś czasie wyszło na jaw, że z Prus wracał nie na piechotę – lecz zawsze kradzionym rowerem!

Żeby zabezpieczyć rower przed kradzieżą warto go zarejestrować na Policji. W XIX wieku każdy kołowiec miał numer rejestracyjny.



Nie zapomnijcie o sprawnych hamulcach! Wypadki rozpędzonych kierowców kołowców były prawdziwą plagą na toruńskich (i nie tylko) ulicach. „Gazeta Toruńska” w sierpniu 1904 roku pisała:

Brodnica. Jakiś kołownik najechał na rynku pewną kobietę, pomimo że ulica dosyć szeroka. Kobieta uchwyciła kołownika i, ku ogólnej uciesze, wymierzyła mu kilka policzków, puszczając go na wolność. Kołownik znikł, jak śnieg po deszczu.

Zabierzcie ze sobą nakrycie głowy! O udar słoneczny nietrudno!
Jak donosiła „Gazeta Toruńska” w numerze z 22 lipca 1908 roku: - Udarem słonecznym rażony został książkowy R. ztąd, który w towarzystwie dwóch przyjaciół wybrał się kołowcem do Otłoczyna. Chorego umieszczono początkowo na wybudowaniu w Stawkach, zkąd go później przewieziono do Torunia. Najprawdopodobniej tenże książkowy źle skończył, ponieważ sprzeniewierzył pieniądze z fabryki pierników Weesego za co wylądował w więzieniu.


Otłoczynek i Otłoczyn, jako położone w sąsiedztwie granicy oraz nad brzegiem Wisły były miejscem licznych wycieczek torunian spragnionych odpoczynku – i sensacji.  Ogród wraz z restauracyją położony przy rosyjskiej granicy w Otłoczynku mógł zapewnić jedno i drugie. W pobliżu znajdowała się również platforma obserwacyjna, z której można było „spojrzeć na Rosję” i zobaczyć dymy Aleksandrowa Kujawskiego. Stąd na pocztówkach uzasadnionym był napis "Ein Blick nach Russland" :)

W związku z tym, że granicy na rowerze nie dało się przekroczyć, do Ciechocinka organizowano wycieczki parowcem po Wiśle z przystankiem (lub bez) w Czerniewicach.

Towarzystwo Czeladzi Katolickiej, niestety, wyszło na takiej wycieczce jak Zabłocki na mydle, albo raczej ledwo uszło z życiem. Rosyjscy pogranicznicy, nie zważając na zezwolenia i paszporty otworzyli ogień do parowca „Zufriedenheit”, który właśnie kierował się do Ciechocinka. Korespondencja w tej sprawie trwała niemal rok, niestety – winnych nie ukarano.

Korzystałam z wszystkiego co się dało :)
Głównie wieści archiwalnych z zakresu ekscesów granicznych z archiwum toruńskiego i berlińskiego oraz "Gazety Toruńskiej". Zdjęcie zajumałam ze strony Archiwum Państwowego w Poznaniu. Pocztówkę nie wiem skąd, a opowieść o rowerowym przemytniku pochodziła od uczestników lubickiej wycieczki.


Poniżej mapa rajdu - odchudzonego. Podziękowania dla autora trasy - właściciela Kamienia na kamieniu.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Aleksandrowski rajd graniczny po mojemu. Czyli niemal wcale.


Rajd rowerowy aleksandrowskim granicznym szlakiem był niesamowitym przeżyciem. Szalenie mi się podobało, chociaż:
a) ostatni raz podobną trasę przejechałam mając lat 11
b) mam rower Rometu marki Jubilat 2, bez przerzutek, chociaż rower to nie przeżytek
c) jeżdżę nim najdalej na Gagarina i z powrotem, ewentualnie na Idzikowskiego i z powrotem
d) drugą stronę Wisły to ja lubię jak seks z jeżem, czyli raczej wcale
e) można by mnożyć...

So, how I did it?

Powyżej podany filmik ilustruje, jak takie wydarzenie przetrwać, czyli:
a) użyć zaawansowanej techniki (wymienić tylnią zębatkę na większą, zrobić gruntowny przegląd, rower nasmarować)
b) poćwiczyć (w czapce i nie dać się przewiać po nastym kilometrze)
c) w przypadku odcięcia zasilania użyć trybu Berserk (szału bojowego, zmęczenie i skutki do odczucia na potem)

Tryb Berserk w robotach bojowych typu Eva (opartych na systemie szkieletowo-mięśniowym z dodatkiem technicznych gadżetów) uruchamia się, gdy pilot (zanurzony w płynie LCL, który jest czymś w rodzaju wód płodowych połączonych z przekaźnikami neuronowymi czy jak to zwać- innymi słowy pilot czuje to co robot, robot to co pilot) przeżyje traumę lub jest doprowadzony do granic możliwości psychicznych. Po wystartowaniu robota na powierzchnię walczy ograniczony długością gigantycznego kabla przewodzącego prąd, który po odcięciu pozwala tylko na minutę pracy. Tryb Berserk pozwala to ominąć. Innymi słowy - machina żyje, choć nie powinna. Problem polega na tym, że pilota po czymś takim można spokojnie odesłać do szpitala na leczenie szoku pourazowego. 

Ja szoku nie leczę. Nadal na wysokich obrotach, po tym, jak na moich oczach zaczął fajczyć się kabel w mojej pracy. Najdłuższe sekundy mojego ostatniego miesiąca.

Relacji z rajdu nie budiet. Nie robiłam zdjęć, bo narzędzia typu aparat w trybie Berserk przeszkadzają. Lepiej rozszarpać wroga wręcz. 

Mogę załączyć jedynie część rajdowej ulotki mojego autorstwa. Ale to potem :)

środa, 14 sierpnia 2013

Kaiser's Kaffe w Toruniu - wiek XIX

Dzięki uprzejmości Sąsiada z Piątej Strony dostałam namiar na reklamę sklepu Kaiser's z Torunia. Podejrzewałam wcześniej, że taki mógł istnieć, skoro sieć Kaiser's miała ich tysiące, nie sądziłam jednak, że była ona aż tak rozległa w piernikowym grodzie. 

Reklama mówi tylko i wyłącznie o otwarciu filii na Mokrym. Dwa pozostałe oddziały miała na Szerokiej i ulicy "Mellina" czyli Mickiewicza. Znaczy bez zmian, bo Mickiewicza to nadal ulica-melina pomimo rewitalizacji psu na budę. Rewitalizuje się ludzi - nie ulice, jakby włodarz Torunia nie wiedział. Ulicy nie da się przywrócić do życia, bo tworem martwym jest (z zasady). Szmat życia z Mickiewicza zniosłam (lumpeksy kochane), teraz "zeszmaciła" się Podgórna od Chełmińskiej do Grudziądzkiej i Kościuszki. Że już nawet szmaty się tej ulicy nie trzymają...



Wracając do tematu. Kaiser's, chociaż niemiecki starał się jakoś przyciągnąć polską klientelę za pomocą reklam takich właśnie jak ta poniżej z 5 sierpnia 1911 z "Gazety Toruńskiej":


Już wówczas firma miała czajnikowe logo. Proszę zwrócić uwagę, że tu czajniczek ma ewidentnie męskie rysy twarzy, gigantyczny nochal, czapeczkę, ucho (!) i kawałek włosa, czarnego, zapewne pokrytego brylantyną. Schurzmarke - (bez t w środeczku) znak chroniony. Ponad 1000 filiałów, proszę Państwa!


A co Kaiser's w Toruniu prowadził?

Początki Kaiser's w Toruniu są prawdopodobnie związane z 1902 rokiem. Pierwsza ilustrowana reklama prasowa w "Gazecie Toruńskiej" pojawia się w tym właśnie roku i jest całkowicie po niemiecku.

Gazeta Toruńska 1902, R. 38 nr 287, s. 4.

Proszę zwrócić uwagę na ilość podbródków tego tuściocha :) Wygląda jak dobrze odpasiony marynarz po rejsie (tam się niekoniecznie chudnie, szczególnie, jeśli kucharz-obcokrajowiec chce wszystkim dogodzić i dla zgłodniałego Polaka ugotuje nawet bigos z Internetu z boczniakami).


W 1904 roku pojawia się informacja tekstowa, odznaczająca się skromną szatą graficzną - po polsku. Proszę zwrócić uwagę, że wówczas firma miała "tylko" 900 punktów:

Gazeta Toruńska 1904, R. 40 nr 66, s. 4.

W czasach, w których "swój do swego po swoje", taka reklama świetnie omija sprawy drażliwe. Niestety, dobre wrażenie psuje już następna reklama. Ale pojawia się na niej stary znajomy...


Gazeta Toruńska 1904, R. 40 nr 51 

 Czajniczek, który się jeszcze nie uśmiecha.


W 1910 roku Kaiser's uderzył z reklamą kakao i herbaty swojej marki. Być może coś zaczęło się psuć? Wówczas już ma dwie filie - Szeroką i Mellina 83, a filii ponad 1000.

Gazeta Toruńska 1910, R. 46 nr 228. s. 4.

Gazeta Toruńska 1910, R. 46 nr 239, s. 4.

Nieco przed zniknięciem z Lindenstrasse w Toruniu prowadził kawę słodową. Wszystkie składy Kaisera reklamowała "Gazeta Grudziądzka" 23 marca 1911 roku:



W 1913 roku Kaiser's zniknął z Lipowej/Kościuszki 3a. Zastąpił go pan Spaniel, który sprzedawał napój zwany Sin-alco, czyli bezalkoholowy z definicji. Ale to materiał na inną historię.





Kiedy Kaiser's zniknął z Torunia? Musiało to nastąpić na tyle niepostrzeżenie, że logo wykonane przez Zelka w nikim nie wzbudziło podejrzeń...

 

Pomimo tego, że kawa jest dla podłych wygrywaczy i przekładaczy spotkań, życzę czytelnikom zawsze smacznej porannej kawki :)

wtorek, 6 sierpnia 2013

Let's get down to business

to defeat the Chan!



Nieogar ogląda kreskówki. I to nie lada jakie! I to nie lada jakie biznesy kręci. Chwilowo jednak nie znalazł cmentarza, a jedzie robić. Niemożebne, lecz prawdziwe. I nie pierwszyzna. Liciszewy też były "na partyzanta". Cmentarz widziałam wprawdzie 2 razy w życiu przed wbiciem łopaty, ale mimo wszystko był to szok. Podwójny bo nieco po drugiem razie pewien pies wbił Nieogarowi zębiska w pewne niepolityczne miejsce...

Tymczasem... Zapraszam na wystawę. Odsłona pierwsza będzie w Aleksandrowie, druga w Rypinie, trzecia 14 listopada w Toruniu.


Pierwsze polskie otwarcie wystawy nastąpi 22 sierpnia o godzinie 18.00 w Izbie Historycznej w Aleksandrowie Kujawskim w ramach Festiwalu Dwóch Cesarzy. 

Całe dwa moje zdjęcia będą!  I na rajd rowerowy też zapraszam, chociaż pewno beze mnie. "Jubilat 2" chyba nie przejedzie tej trasy :(