Coś jakby cytat z mądrości Wolfganga Wippermanna. Średnio składny, ale chyba zrozumiały dla Szanownej Publiczności?
Do pana Wippermanna chodzę o na wykłady. Studenci podsumowują go, że to taki typ starego dziadunia, co sobie gada pod nosem. Mógłby mówić wyraźniej, wówczas może na sali byłoby więcej studentów niż słuchaczy uniwersytetu trzeciego wieku ;) No i śmieje się z własnych dowcipów, ale któż tego nie robi? Lubię te wykłady, bo prowadzący wsadza kij w mrowisko z inspirującą radością w oczach. Emeryci burzą się, że to, co rodzice im opowiadali, że rasy są takie i inne, a jedna ponad nimi, to nieprawda zupełna i że żydówki nie mają nic w poprzek ;) Wyciągają na wykładzie argumenty rodem z babcinej szafy (pieczołowicie przygotowane, skądś wyczytane, albo przyniesione z domu) i dziwią się, że dostają od innego emeryta po łapach. Piękne!
Ale o czym innym miało być...
O pomnikach, zabytkach i turystach.
Jak NIE robić pomników i nie urządzać miejsc pamięci.
Oo paczcie no, jakie ławeczki, to sobie usiądziemy. Ochroniarz nic nie mówi, to siadamy, pijemy, bawimy się. Biegamy pomiędzy kamieniami, robimy głupie zdjęcia.
Urządzamy wieczory, albo raczej weekendy kawalerskie. Reszta panów była bardziej rozebrana. No i obowiązkowo jeden w damskim wdzianku...
Bo we łbie mamy pustkę. Bo i skąd mamy wiedzieć, że te kamyki to nie ławki, ani nie labirynt do zabawy, tylko Pomnik Pomordowanych Żydów Europy. I te kamyki to symboliczne nagrobki lub jak kto woli symbol 2711 stron Talmudu.