Sąsiedzi relacjonują fotograficznie, a ja nie - nie zabrałam aparatu, żeby sobie móc spokojnie pospacerować, popatrzeć, pogadać. W zeszłym roku na szarym końcu szli ci, co mieli aparaty i chęć uwiecznienia a to gniazda, a to rowu, a to znów drzewka, skazywała ich na przymusowe chwile samotności (ratunku, gdzie ja jestem, już nikogo z wycieczki nie widzę). Zdjęcia z takiej wędrówki wyszły zresztą takie sobie.
Powinnam chyba w ramach swojej relacji dodać jeszcze trochę ciekawostek.
Akt ostatecznego rozgraniczenia między Królestwem Polskiem a Prussami, począwszy od pogranicza Pruss wschodnich aż do Szlaska pod Golą ukazał się dopiero w 1823 roku. Wyznaczanie tej granicy w terenie, jak mówi Pani Profesor trwało długo i miało wielu "uczestników" (o czym przekonam się już wkrótce, jak przestanę czytać o cłach na wódkę, tabakę i zatrzymywaniu broni na granicy). Komisarzami ze strony rosyjskiej byli: Frederyk August d`Auvray (generał odznaczeń i zasług wszelakich), Ignacy Prądzyński (którego nie lubię pozamerytorycznie - ulica Prądzyńskiego w Toruniu źle mi się kojarzy), z pruskiej zaś "Pan Karol Ludwik Erhard de Knobloch"(prezes skarbu najwyższego, tajny radca, bez odznaczeń). Po czterdziestu sesjach, komisarze doszli do konsensusu. W przypadku odcinka "rajdowego" brzmiał on:
"Przy uyściu strumienia Bywki granica odstępuie od rzeki Drwency (Drewenz) i idzie ponad tymże strumieniem, oddzielaiąc Lubicz do Polski, a Gumowo do Pruss, aż do traktu Toruńskiego, gdzie oddzielaiąc do Polski dwie osady zwane Bywka, przechodzi w prostey linii przez las Ciechociński, a potem idąc po nad granicami od strony Polski, lasu wyż wzmiankowanego i wsi Wrotynie, Obory i Osiek, a zaś od strony Prus wsi Kompania, Nowawieś (Neudorf) Smolniki, Grabowiec i Silno, dochodzi aż do Wisły.
Przeciąwszy Wisłę na prost, liniia graniczna dochodzi do punktu, gdzie granica między wsią Polską Wołyszewo a Pruską Otłoczyn, schodzi się z tąż rzeką przy uy- ściu Tonżyny."
Ciekawi mnie czy parafianie z Silna odwiedzali kościół w Otłoczynie. Byłoby logiczne, jest dokładnie naprzeciwko ;)
Jest jedna mapa - moja ulubiona, której nasz organizator nie pokazał. Wskazuje ona, że świat miewa jednak swój koniec. Ciekawe, czy złośliwi dorysowywali na niej potwory bez głów i skaczące na jednej nodze, jak w czasach przed Kolumbem.
Oto jej fragment:
Ja bym się nie mogła powstrzymać :> Jestem dzieckiem wychowanym na pokreślonych podręcznikach, przechodzących z rąk do rąk. Do momentu wejścia reform wszelakich (i nowych podręczników), nie miałam pojęcia jak wygląda "prawdziwe" oblicze Łokietka, Katarzyny Wielkiej czy choćby Napoleona. Większość portretów w podręcznikach miała dorysowane sumiaste wąsiska, wyłupiaste oczy, fajki, papierosy, brody, blizny na policzkach :> Nie wiedzieć czemu, Szymon Konarski komuś się z Zorrem skojarzył, Chiopin miał ciemne okulary, Worcell został piratem z parasolką (sic!), a Wybicki miał - wybite oko.
Ale wracając do głównego wątku.
Gdyby kogoś interesowały losy rodziny wojskowego a zarazem lekarza z rosyjskiej strony Lubicza, a później - właściciela "dworu" i kościoła w Młyńcu to zapraszam do przeczytania wywiadu z Andrzejem Nieczajewem zamieszczonego
TUTAJ
Z tym, że w Młyńcu dworu chyba raczej nie było, prędzej folwark, parcelowany w połowie XIX wieku, więc raczej o to chodziło.
Mój ulubiony jego fragment brzmi:
"Stosunki niemiecko-rosyjskie do pierwszej wojny światowej były bardzo dobre. Niemieccy oficerowie przechodzili na stronę rosyjską i z tamtej poczty wysyłali do Niemiec kartki "serdeczne pozdrowienia z rosyjskich stepów"."
A propos kartek pocztowych. Znalazłam w sieci aukcję (chyba zakończoną, bez przesady, kupować nie będę ;)) z kartką z ucapionym "przemytnikiem". Podejrzewam, że on tak był "ucapiony", jak niektóre panienki, co mawiają z fałszywym rumieńcem "to zdjęcie było niepozowane, serio".
Faktycznie, pocztówka ma stempelek z Lubicza Polskiego.
Co to ja miałam jeszcze? Aha.
Cytaty o dobrzyniakach:
" (...) wyznać muszę, że pod względem moralności lud tutejszy daleko niżej stoi od prostaczka pańszczyźnianego w innych strojach kraju. Pijatyki i kradzieże nawet większe, bardzo częste, a pożycia bezślubne jak oni nazywają na wiarę upowszechnione jak w zdemoralizowanych miastach, co się rzadko u ludu polskiego spotyka."
i filogermańsko a co:
"Lud tutejszy od wieków będąc w ciągłem starciu z Niemcami, duzo ich obyczajów przejął (...). Język ich jest znacznie popsuty wyrazami obcemi, ubiór tak mężczyzn jak i kobiet czysto niemiecki"
Z pozdrowieniami, dla tych co nie wiedzą, co to znaczy trzymać coś sztram i jeść haferfloki, a potem pójść na ubung i być niezłym leserem, a z Prus pochodzą. Zaznaczam, że z pierwszym też się zgadzam. Prapradziadunio siedział za szaber ciut po pierwszej wojnie, dzięki czemu pradziadunio mógł się ożenić.
Korzystałam z:
Anonimowy donosiciel ;), O gospodarstwie w Lipnowskiem, Roczniki Gospodarstwa Krajowego t.19, 1851, s. 220-235.
Gazeta Warszawska, 1823, nr 138.
A mapa skąd jest każdy widzi.