niedziela, 13 października 2013

Off we go... czyli po drodze na Mierzeję Kurońską

Jeśli ktoś byłby zainteresowany wypoczynkiem lub zwiedzaniem Mierzei Kurońskiej (litewskiej części) a nie posiada wizy rosyjskiej, czeka go podróż długa i pełna przystanków oraz przygód.
 

Może jednak na wstępie streszczę dla potomnych sposoby dostania się na Mierzeję.
1. Sposób najkrótszy ale nie najtańszy. 
Zaopatrzyć się należy w wizę rosyjską i dojechać autobusem z Gdańska lub Olsztyna do Kalingradu, następnie wsiąść w autobus Kalingrad-Kłajpeda (bodajże), żeby dotrzeć do raju na ziemi zwanego Nidą (jezusicku jak tam pięknie). Można tą trasę również pokonać samochodem, na którego posiadanie również trzeba posiadać stosowne kwitki. Koszt - 25 zł na bilet do Gdańska, 50 na bilet do Kaliningradu, 16 euro na bilet do Nidy i prawie 400 za wizę przysłaną kurierem (z kosztem jednokrotnej podróży do Gdańska) lub 650 jeśli wiza łatwiona przez biuro podróży. Brilliant! RAZEM- dużo. Można też samolotem do Kaliningradu ale to już jest koszt niebotyczny.
2. Sposób najdłuższy ale nie najdroższy.
Do Warszawy (pociągiem, dla mnie 25 zł), autobusem do Kłajpedy (190 zł za dwie strony), na piechotę przez Kłajpedę, na prom (przejazd jakieś 3,40 zł) i autobusem do Nidy ze Smiltyne (10 zł) i w drugą stronę tak samo. Razem: mniej, ale jedzie się taką trasę prawie 24 h i po trasie może się okazać, że nie wszystko jest tak cudowne, jakby się mogło wydawać.

Po pierwsze: jedyny pociąg, jaki znalazłam do Warszawy po godzinie 18.00  jechał przez Iławę (6,5 h) i oznaczał dla mnie zimowanie na Warszawie Zachodniej do 4 rano kilka godzin. Suuper. Skończyło się na podwózce samochodem przez rodziców (140 zł na paliwo - nadal taniej niż nocować w Warszawie i tracić jeden dzień z życiorysu). 
Po drugie: NIGDY nie popełniajcie tego błędu i nie jedźcie z Deutsche Touring ani Eurolines (i tak to te same autobusy). Po pierwsze bilet elektroniczny jest dla nich nieważny. Bez wydrukowanego świstka papieru z biletem do autobusu nie wejdziecie (cały magiczny system odrywania kawałków biletu jest dla nich tak ważny, że dobro pasażerów zostaje daleko w tyle), pomimo wydrukowanej rezerwacji i posiadania przeze mnie pdfa z biletem i figurowania na liście pasażerów u kierowcy (sic!) stoczyłam gigantyczną walkę, żeby do autobusu w ogóle wsiąść. Gdybym wiedziała wtedy, to, czego dowiedziałam się później, wsiadłabym zapewne w tempie 3 sekundowym... Towarzystwo w autobusie - średnio średnie: czereda rozgadanych (chyba pijących) rosyjskich robotników budowlanych, jeden niemiecki emeryt kurczowo trzymający się bagażu, bezdomny z podartym ubraniem (podbite oko, krew na koszulku i trzęsące się dłonie w pakiecie), para chyba Nigeryjczyków nie mówiąca w żadnym obcym języku i pani rzucająca łyżeczkami. Po polsku w autobusie mówiłam tylko ja i kierowcy. Po trasie przystanki - pięcio, dwudziesto, dziesięciominutowe (właściwie niepotrzebna większość z nich) i czekanie w deszczu na zatankowanie się autobusu na tak zwanej "bazie" gdzieś na wygwizdowie za Augustowem. I dwa termosiki tzw. "kawy w pakiecie" na 50 osób jadących autokarem. Wiedziałam, że może czekać mnie przesiadka, jak to bywa na tych trasach, ale nie sądziłam, że moja przesiadka w Kownie będzie wyglądała tak:
- Przepraszam, a ja mam wsiąść do tego autobusu czy tego tam?
- A gdzie Pani jedzie?
-Do Kłajpedy.
- Co? Ja nic nie wiem?
(poszedł sprawdzić w biurze)
-Pani pójdzie do biura, tam panią pokierują.
Okazało się, że mój "bezpośredni" bilet do Kłajpedy polegał na tym, że w biurze Eurolines przybito mi pieczątkę na wydrukowanym już na "bazie" bilecie i wsiadłam w... najnormalniejszy litewski PKS do Kłajpedy. Miałam 2 godziny na zwiedzanie Kowna...


Trochę starego...


Trochę nowego...



I oczywiście :) Co znajduje się najbliżej dworca PKS? Tzw. "Stary cmentarz", czyli dawny cmentarz karmelicki. Powyżej - XIX-wieczna cerkiew Zmartwychwstania Pańskiego w Kownie, do 2000 roku zdaje się archiwum. Powstała na terenie cmentarza prawosławnego, którego resztki można obserwować do dziś:


Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że będzie tu lapidarium... 


Za płotem Cmentarz stary. Śliczny, chociaż już go prawie nie ma.


Taka ciekawostka, że dosłownie 4 metry od Cerkwi Zmartwychwstania postawiono Sobór Zwiastowania (w latach 30. XX wieku), bo projekty powiększenia Cerkwi, która wówczas była tymczasową katedrą eparchii wileńskiej i litewskiej (po Żeligowskim), nie zostały zrealizowane. Warto zwrócić uwagę na wpływy modernizmu na bryłę soboru. Kowno modernizmem stoi! W dodatku, ze względu na bidę - oryginalnym modernizmem! Łącznie z klamkami, bramami i detalami - zniszczonymi i zaniedbanymi, ale wrażenie niezapomniane :)


Moją uwagę przyciągnął pomniczek...


Dziwny - bo sądziłam, że cmentarz jest prawosławny, a tu beleczki dodatkowej niet...


Okazuje się, że... "W czasie I wojny światowej na cmentarzu chowano żołnierzy walczących stron, m.in. 114 Niemców (w części ewangelickiej), 206 muzułmanów i 550 katolików." Bardzo ładnie!


Obecnie cmentarz jest Parkiem Pokoju. Znajduje się w nim sporo rzeźb, krzyży i najważniejsze:


Monument "Žuvome už Tėvynę". Pomnik poległych za wolną Litwę autorstwa Stasisa Stanišauskasa. Roobi wrażenie! 






I tak skończyło się moje zwiedzanie Kowna. Trzeba było dylać na autobus do Kłajpedy...


I na prom do Smiltyne...


Ciąg dalszy nastąpi :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz