piątek, 14 października 2011

No to będzie o Trialogu...

Może pominę nadmierne ekscytacje na temat Trialogu i przejdę do meritum. W kolejności odwrotnie chronologicznej będę "nadganiać" zaległości. Sprawę szerokości zdjęć rozwiązałam sposobem nieco łopatologicznym, ale lepiej tak niż wcale, prawda?

Wędrując szlakami dawnej pruskiej granicy (i krzyżackiej też, ale nie ukrywajmy, miała ona drugorzędne znaczenie, tak samo pozostałe), miałam okazję poznać przemiłych ludzi i ludzi tak niemiłych, że przebywanie z nimi powodowało dreszcze i ciarki... Oczywiście, jeśli ma się 3 dni na zrealizowanie programu i wszystko robi się w biegu, nie ma czasu na robienie zdjęć. Zostało mi ich malutko, jak na takiego małego Japończyka, jak ja. W Jenie zrobiłam 3 razy więcej zdjęć (co najmniej) niż Sanjeet, którego imię radośnie wykrzykiwała grupa pozując do zdjęć grupowych. Kochany San robił zdjęcia nawet kibelkom w bibliotece... Na szczęście piękna pogoda pozwoliła złapać chociaż trochę uroku pogranicza i schować na dysku laptopa (różowego!). Czy mówiłam już, że tęsknię za Łodzią? Ale już niedługo :)

Tadam, dnia drugiego ruszyliśmy do Aleksandrowa, z którego prawie nic nie zobaczyliśmy oprócz przejścia w Pieczeni-Rożenie i dworca. Wszystkiemu winny jedenastokilometrowy!! objazd do Aleksandrowa, którego jeszcze dzień wcześniej nie było :/ Skandal, zdezorientowane ludki, takie jak ja zupełnie nie wiedziały tego dnia jak jechać do miasta...

A to właśnie miejsce, gdzie było kiedyś przejście graniczne. Był kiedyś mostek, teraz masowo występują stare dywany. Pięknie tam jest, idealne miejsce na jakiś piknik albo inną randkę. Z rosyjskiej strony beznadziejny bruk- z pruskiej porządny do dnia dzisiejszego. Były też dwie karczmy - w końcu nazwa Pieczeń i Rożen zobowiązuje... Chyba będę tam nie raz wracać. Może wyłowię sobie jakiegoś księcia :P Albo policjanta, który tam niedaleko mieszka i był bardzo miły przy wręczaniu mandatu.

Reakcja koleżanki W. z Rosji "A rieka? Kuda?" Tam wszystko jest większe - taka mała rzeczka dla nich to kanalik.



Fototerroryści też tam byli, tęsknie fotografując pruską stronę...


A to już ciekawostka z samego Aleksandrowa. Mniejsza o okoliczności powstania tego wieńca, ale! Ale to chyba jedyny w województwie autentyczny przedwojenny wieniec nagrobny, który nam się dochował w całości. Wielokrotnie zastanawiałam się, jak takie wieńce wyglądały, nie raz w końcu znajdowaliśmy a to listek, a to kwiatek, a to samą obręcz... Wieszano takie (zapewne skromniejsze) na żeliwnych krzyżach i stukały i straszyły. To się nazywa cmentarna muzyka...


A to malownicze zdjęcie rudej wydry w parku przydworcowym. Chwilę później miałam ochotę wrzucić ją pod pociąg. Szczęściem dla niej, żaden nie jechał.


NIESZAWA

Nieszawa pięknym miejscem jest. Też tam będę wracać, coś mi się zdaje. Przemiła zakonnica wręczyła studentom obrazki błogosławionej Sancji, opiekunki studentów. Nie działają, odkąd je mam, prześladuje mnie potężny pech (patrz mandat i tysiąc pięćset innych nieszczęść).



A to już granitowe kolumienki z Warszawy i inne tego typu radosne kawałki piaskowca. Ładne, ale komu bym nie pokazała zdjęcia pyta się mnie - ale po co?







Kolejna smętna morda...


Za to w tym widoku mogłabym się zakochać. Co by ludzie powiedzieli, jakbym zamieniła się na nieszawskim bulwarze w słup soli niczym żona Lota?



RYPIN
Kochane stare dłonie i najładniejsza klamka w mieście. Chcę mieć babcię, czas sobie jakąś upolować.


O zgrozo... Kościół w Michałkach pozbył się rusztowań z wieży i chyba jednak doczeka się końca remontu. A tyle lat już stał niedokończony. Michałki zmienią nazwę na Kanarki i w końcu miejscowość przestanie się smutno kojarzyć.


Strasznie chciałam przytulić i powiedzieć, że jeszcze będzie lepiej. Cała grupa jeszcze długo była pod wrażeniem. Dlaczego tu? Dlaczego właśnie w Rypinie ten dialog nie wychodzi? Ludzie pamiętają tylko rachunki krzywd, burzą się na dobro. Co złego jest w odremontowaniu cmentarza, że musieli znów go zdewastować... I to miesiąc po poświęceniu...


Podobno w tym napisie jest kość niezgody. Rozniosła się plotka, że napis na kamieniu jest tylko po niemiecku, miejscowi wzburzeni... A wystarczy mieć trochę szersze horyzonty i lepszy wzrok. Gotyk nie zawsze oznacza napis po niemiecku! Szczególnie na tych terenach.


Tu przecież rosyjsko brzmiące nazwisko może oznaczać ewangelika, a Gerc czy Szulc może być polskim wojowniczym sklepikarzem.




A to chyba najważniejszy wynik projektu:


Jak powiedział autor: My myśleli, że Polska, to tam gdzie mieszkają Polaki, a tu i Rosjanie i Niemcy i Żydzi... I to wszystko razem było...

6 komentarzy:

  1. droga na wprost od pierwszego zdjęcia prowadzi na trakt warszawski koło miejsca gdzie kiedyś stała kapliczka(obecnie w dziekanowicach)w tym miejscu na zdjęciu w krzakach kiedyś były domy wioski saksoński most sachsenbruck, kiedyś te lasy były domami - widać w ziemi dziury, stare mury

    OdpowiedzUsuń
  2. jop, dokładnie :) znam te klimaty, ale nie do mnie należy opowieść z tamtej strony Wisły, tylko do naszego przewodnika dr Krzemińskiego, mam nadzieję, że niedługo coś na ten temat opublikuje i będzie się można historią tamtego pogranicza podzielić

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozpoznaję człowieka z plecakiem Wolf Gang. Też mam plecak tej firmy.

    OdpowiedzUsuń
  4. My tu wszyscy krewni i znajomi. Fototerrorysta z plecakiem nie pierwszy raz się tu błąka ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zakonnica z Nieszawy też u Ciebie grasuje :-) Ona wyrasta ze szpary w kafelkach natychmiast po wejściu do Świątyni. I nie odpuszcza dopóki czegoś nie wręczy! I ciekawie opowiada o swoim świecie. - Po spotkaniu z Nią zastanawiałem się, co by było gdybym miał nieograniczoną ilość czasu na pobyt w tym kościele... . - Zupełnie niewykluczone,m że bym zakonnikiem został :-)

    - Oj, mają niektórzy dar przekonywania!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zakonnikowi ciężko się jeździ na rowerze, bo mu się kiecka wkręca :P Lepiej więc zakonnikiem nie zostawać.
    Ani zakonnicą.

    OdpowiedzUsuń