sobota, 17 lipca 2010

Ihaaaa... archiwum... państwowe

Oaza PRLozy. Nie da się, nie udostępniamy, nie ma, nie przyznaję, nie udzielam informacji, nie mamy, a pan/pani zbyt wiele oczekują.
Obskurne ściany pomalowane sraczkowatą farbą olejną, takie same sraczkowate drzwi, sraczkowate zasłonki i linoleum. Stojaki na kwiaty pamiętające Gierka. Gdyby się tam komuś chciało chcieć... Gdyby zasłonki były zielone, a komuś chciałoby się pomalować ściany na inny kolor. No cóż, ale przydział farby z lat 70' należy wykorzystać "aby nie zarzucili nam, że nie wykorzystujemy".
Niby wszystko można, ale w starciu między archiwalną biurokracją ustawa o dostępie do informacji publicznej musi się poddać.
Niby wszystko w porządku, ale...
Lepiej nie włączać laptopów. Jest jedno gniazdko w czytelni, a archiwum nie ma na stanie nawet jednego przedłużacza. Bo to koszta, no a Archiwum Główne Akt Dawnych ma rację, że nie pozwala swoim odwiedzającym na używanie prądu.
Archiwista, który twierdzi, że głównym zadaniem archiwum jest przechowywanie archiwaliów, a nie ich udostępnianie, powinien chyba poczytać nieco nowszej literatury, bo lata 20 i 30 XX wieku dawno minęły, a kierownik archiwum nie musi osobiście odpytywać odwiedzającego z jego wiedzy historycznej i znajomości łaciny, greki i niemieckiego :/ To udostępnianie archiwaliów powoduje, że historia, genealogia, a czasem i gospodarka idą do przodu...
Ciekawe czy szacowna obsługa wie, że dopuszcza się fetyszyzacji źródła.

Jeszcze 3 dni i fajrant.

1 komentarz:

  1. To trzeba było wziąć farbki i na sraczkowatych ścianach coś namalować - jekieś sceny batalistyczne, komiks, czy coś innego. Od razu by było weselej.

    OdpowiedzUsuń