czwartek, 15 kwietnia 2010

Prawujek czyli odjechana czapa i czadowe wąsy.

Wygrzebane od cioci Jagody. Podobno to jakiś mój prawujek około 1914 r. który był strażnikiem na przejściu granicznym w Lubiczu. Pewnie łapał przemytników przebranych za ciężarne kobiety. Przebrania miewali dość dobre, tylko zapominali o drobnym szczególe - przy charakteryzacji zostawiali sobie wąsy. A wąsy mieli tak czadowe jak tenże prawujek. Nie ma to jak sporty ekstremalne na granicy prusko-ruskiej.

1 komentarz:

  1. Jedna granica i tyle atrakcji! A teraz? Nic, keine grenzen:-(

    OdpowiedzUsuń