niedziela, 17 czerwca 2012

Wujkowe cuda

Wujek Stasiu znów nas nawiedził.
Dlatego mam szkołę w Jackowie w lepszej rozdzielczości:


Po odwiezieniu wujka jeszcze trochę poszpukowałam mu po półkach... Na widok tego zdjęcia mnie wmurowało. Nie mamy go w swoich zbiorach, a przedstawia jedyny raz w komplecie (poza zmarłymi w niemowlęctwie) rodzinę mojego dziadka. Zdjęcie wykonano w 1936 roku na Steklinku. Twarzy pradziadków nie znałam nawet ze zdjęć. Moja prababcia była piękna! Dziadunio stoi pierwszy z prawej, taki smutny i chudy. Najszerszy chłopiec na zdjęciu to Wujek Stasiu. Rodzinę rozwiało troszkę, ale i sporo zostało na Steklinku, przemianowanym swego czasu na Ziółkowo (od potomstwa dziewczynki w środku, z męża Ziółkowskiej).



A oto i zegar... Nie zgadniecie skąd on się tam wziął :)



Niejeden zegarmistrz chciał go kupić za ciężkie pieniądze. Działa jednak, chociaż ma 112 lat.



Zegar ten przywędrował na ziemię dobrzyńską z wyspy Wolin w sierpniu 1945 roku, gdy Wujek wrócił z wojska, po odwiedzinach u starszego brata strzegącego naszej mocno niepewnej granicy. Jak bardzo niepewnej i dziwnej, niech świadczy to, że żołnierze tam stacjonujący, zamiast prać swoje koszule, wyrzucali je i brali czyste z opuszczonych niemieckich mieszkań. Wszystko zostawiono tak, jakby mieszkańcy wyszli do kościoła, czy na zakupy. Pierzyny podobno były jeszcze ciepłe... Zegar służy nowym właścicielom wdzięcznie. Nakręca się go tylko raz na 7 dni, a w środku ma śliczne wahadełko. Tylko dwa razy w ciągu tych lat wymagał wyczyszczenia. Za każdym razem zegarmistrze oferowali bajońskie sumy za niego :>

Moje drugie skojarzenie z historią zegarową jest dość oczywiste:

Czterej Pancerni i Pies, "Daleki Patrol", czas 4:13

A co.

niedziela, 10 czerwca 2012

Wręcz że Włęcz

Topola, ale lipa ;) Z dedykacją dla Pana co się rozwodził i dostarczył nam powodów do śmiechu co niemiara.

Dlaczemu na Włęczu tak "wyjątkowo prostopadle" stoi chałupa kantora?
Odpowiedź prosta - gdzie wyżej, tam wsio rawno jak stoi dom, bo woda nigdy nie podejdzie. Gdzie niżej - asekuracyjnie równolegle. Tadam. Wyjątkowość zjawiska znikoma.



Wujek opowiadał, że niejeden konie z wozem utopił, gdy nie wiedział gdzie jest bród na Kępę na małej Wisełce. Sam miał stracha, gdy jeździł tam lustrować gewelby (kominy butelkowe, bo kominiarzem był). Najbardziej bał się jednak odwiedzania gospodarstwa na Koziej Kępie, gdzie wypłynęła po niego w łódeczce jak łupina orzecha (dla wujka mogła się wydać mała, bo już wówczas był okrąglutki) dziewczyna lat piętnastu, chuda, obdarta i lekko szalona. Po szczęśliwym powrocie złożył rezygnację z tego ekstremalnego rewiru. O Zielonej Kępie mówi się (a właściwie napisał to Mielke w kronice Słońska), że powstała w połowie XIX wieku podczas wielkiej powodzi, jednak ja mam niezbity dowód, że pewien Drung urodził się tam już w 1800 roku. Kolejną legendą jest to, jakoby na kępie miał być cmentarz, który spłynął do Gdańska po zasypaniu wlotu do małej Wisełki. Prąd z drugiej strony miał być tak wielki, że oderwał kawałek skarpy razem z nagrobkami. Z drugiej strony mieszkanka kantorówki, jeszcze 2 lata temu twierdziła, że cmentarz tam jest i ona zaprowadzi. Jaka jest prawda?

Z pewnością na Zielonej Kępie w rozkwicie PRLu pasały się owce. Autentyk! Pegieer w Steklinie w ramach kolejnego planu postanowił miast krnąbrnych ludzi, zasiedlić kępę pokornymi owcami. Ludzie, którzy zamieszkali te 4 gospodarstwa na wyspie musieli się wynieć. Z hodowli owiec (wówczas bardzo propagowanej, nawet mój wujek się za ich hodowlę brał) nic nie wyszło.

Zdjęcie wujka z owcami tutaj. Ze zbiorów NAC.

Przypominam, że na skrzyżowaniu Strugi z drogą występują nie raz "cofki".
A cegły w korycie strumienia to jak na moje pozostałości po młynie Jabsa/Sonnenberga, co widać na mapce poniżej (to słoneczko to oznaczenie młyna).



A chałupa może kiedyś wyglądała tak:



Ruiny bliżej kantorówki były domem Eduarda Jabsa, następne ruiny były kiedyś gospodarstwem Adolfa Benslera. Każde gospodarstwo miało ule, a nauczyciel Missol był "pszczelim fanatykiem". (Ehh... pszczoły, wszędzie mnie prześladują :P) Jeden z gospodarzy nigdy nie wierzył w to, że ul może być skradziony. Ukradziono mu jednak jeden z jego najlepszych uli, z najpracowitszym rojem. Na szczęście, nie spotkała go wielka strata, bo pszczoły z tego roju wracały do niego i kręciły się na podstawce do ula wte i wewte. Mądry gospodarz przesiał mąkę w miejscu w którym stał ul, co wskazało mu kierunek, w którym winien iść, by znaleźć złodzieja. Następnego dnia odnalazł swój ul w pasiece nauczyciela Missola.

Powiedziałam co wiedziałam, wracam do kucia.

poniedziałek, 21 maja 2012

Najpiękniejsze końce świata i nienajpiękniejsza "metropolia"

najpiękniej na świecie było kiedyś w lipnowskim powiecie
gdy nadszedł powiat toruński, ozwał się w ludziach zew pieruński
kolumienki, rynienki, dachówki (blacho), cegłówki, polbruki, nieuki!
tylko na Włeczu, na końcu świata, areał budowlany klasie średniej
lata

Tym częstochowskim rymem zapraszam do obejrzenia troszku widoczków z różnych miejsc takich, jak np.

WŁĘCZ:


Jakiś durny przedstawiciel klasy średniej postanowił wyciąć piękny nadwiślański sad, który jeszcze w latach 80. XX wieku prezentował się tak:



Malowniczy kikut.







Ofelia - nie w wodzie - nad wodą.


CMENTARZ NA ŁĘGU-OSIEKU:

Przez rok nie wpadłam na to, że tu spoczywa Elisabeth, a nie żaden mężczyzna. Wollschlaeger, zm. 1869, ur. 1794, też na Łęgu, ergo pani należała do drugiego-trzeciego pokolenia osadników urodzonych tu właśnie (przybyli w 1731 r.). Kłaniać się w pas należy :)


Krzyż na Łęgu ma gwóźdź znaleziony przez nas zimą 2011 roku w starym krzyżu, a właściwie jego resztkach. Tylko daty powinny się jeszcze pojawić 1856 (chyba)- 2011.

CMENTARZ W CZERNIKOWIE:

Dla porównania, resztki cmentarza przykościelnego, albo raczej parking przykościelny w Czernikowie...
Przyjemne z pożytecznym, mogłabym rzec. Jakiś janioł na parkingu. A kiedyś w tym miejscu był piękny sad. Tej pani zamieszczono nekrolog w Kurjerze Warszawskim, zupełnie jak pastorowi Tetznerowi.


Ciekawostka, jedyny pożytek z proboszczowego parkingu w Czernikowie - można w końcu doczytać kto zacz spoczywa. Prądzyński, ciekawostka...

wtorek, 15 maja 2012

Rajd graniczny po mojemu :)

Sąsiedzi relacjonują fotograficznie, a ja nie - nie zabrałam aparatu, żeby sobie móc spokojnie pospacerować, popatrzeć, pogadać. W zeszłym roku na szarym końcu szli ci, co mieli aparaty i chęć uwiecznienia a to gniazda, a to rowu, a to znów drzewka, skazywała ich na przymusowe chwile samotności (ratunku, gdzie ja jestem, już nikogo z wycieczki nie widzę). Zdjęcia z takiej wędrówki wyszły zresztą takie sobie.

Powinnam chyba w ramach swojej relacji dodać jeszcze trochę ciekawostek.

Akt ostatecznego rozgraniczenia między Królestwem Polskiem a Prussami, począwszy od pogranicza Pruss wschodnich aż do Szlaska pod Golą ukazał się dopiero w 1823 roku. Wyznaczanie tej granicy w terenie, jak mówi Pani Profesor trwało długo i miało wielu "uczestników" (o czym przekonam się już wkrótce, jak przestanę czytać o cłach na wódkę, tabakę i zatrzymywaniu broni na granicy). Komisarzami ze strony rosyjskiej byli: Frederyk August d`Auvray (generał odznaczeń i zasług wszelakich), Ignacy Prądzyński (którego nie lubię pozamerytorycznie - ulica Prądzyńskiego w Toruniu źle mi się kojarzy), z pruskiej zaś "Pan Karol Ludwik Erhard de Knobloch"(prezes skarbu najwyższego, tajny radca, bez odznaczeń). Po czterdziestu sesjach, komisarze doszli do konsensusu. W przypadku odcinka "rajdowego" brzmiał on:

"Przy uyściu strumienia Bywki granica odstępuie od rzeki Drwency (Drewenz) i idzie ponad tymże strumieniem, oddzielaiąc Lubicz do Polski, a Gumowo do Pruss, aż do traktu Toruńskiego, gdzie oddzielaiąc do Polski dwie osady zwane Bywka, przechodzi w prostey linii przez las Ciechociński, a potem idąc po nad granicami od strony Polski, lasu wyż wzmiankowanego i wsi Wrotynie, Obory i Osiek, a zaś od strony Prus wsi Kompania, Nowawieś (Neudorf) Smolniki, Grabowiec i Silno, dochodzi aż do Wisły.
Przeciąwszy Wisłę na prost, liniia graniczna dochodzi do punktu, gdzie granica między wsią Polską Wołyszewo a Pruską Otłoczyn, schodzi się z tąż rzeką przy uy- ściu Tonżyny."

Ciekawi mnie czy parafianie z Silna odwiedzali kościół w Otłoczynie. Byłoby logiczne, jest dokładnie naprzeciwko ;)

Jest jedna mapa - moja ulubiona, której nasz organizator nie pokazał. Wskazuje ona, że świat miewa jednak swój koniec. Ciekawe, czy złośliwi dorysowywali na niej potwory bez głów i skaczące na jednej nodze, jak w czasach przed Kolumbem.
Oto jej fragment:

Ja bym się nie mogła powstrzymać :> Jestem dzieckiem wychowanym na pokreślonych podręcznikach, przechodzących z rąk do rąk. Do momentu wejścia reform wszelakich (i nowych podręczników), nie miałam pojęcia jak wygląda "prawdziwe" oblicze Łokietka, Katarzyny Wielkiej czy choćby Napoleona. Większość portretów w podręcznikach miała dorysowane sumiaste wąsiska, wyłupiaste oczy, fajki, papierosy, brody, blizny na policzkach :> Nie wiedzieć czemu, Szymon Konarski komuś się z Zorrem skojarzył, Chiopin miał ciemne okulary, Worcell został piratem z parasolką (sic!), a Wybicki miał - wybite oko.

Ale wracając do głównego wątku.
Gdyby kogoś interesowały losy rodziny wojskowego a zarazem lekarza z rosyjskiej strony Lubicza, a później - właściciela "dworu" i kościoła w Młyńcu to zapraszam do przeczytania wywiadu z Andrzejem Nieczajewem zamieszczonego TUTAJ

Z tym, że w Młyńcu dworu chyba raczej nie było, prędzej folwark, parcelowany w połowie XIX wieku, więc raczej o to chodziło.

Mój ulubiony jego fragment brzmi:
"Stosunki niemiecko-rosyjskie do pierwszej wojny światowej były bardzo dobre. Niemieccy oficerowie przechodzili na stronę rosyjską i z tamtej poczty wysyłali do Niemiec kartki "serdeczne pozdrowienia z rosyjskich stepów"."

A propos kartek pocztowych. Znalazłam w sieci aukcję (chyba zakończoną, bez przesady, kupować nie będę ;)) z kartką z ucapionym "przemytnikiem". Podejrzewam, że on tak był "ucapiony", jak niektóre panienki, co mawiają z fałszywym rumieńcem "to zdjęcie było niepozowane, serio".

Faktycznie, pocztówka ma stempelek z Lubicza Polskiego.

Co to ja miałam jeszcze? Aha.

Cytaty o dobrzyniakach:

" (...) wyznać muszę, że pod względem moralności lud tutejszy daleko niżej stoi od prostaczka pańszczyźnianego w innych strojach kraju. Pijatyki i kradzieże nawet większe, bardzo częste, a pożycia bezślubne jak oni nazywają na wiarę upowszechnione jak w zdemoralizowanych miastach, co się rzadko u ludu polskiego spotyka."

i filogermańsko a co:

"Lud tutejszy od wieków będąc w ciągłem starciu z Niemcami, duzo ich obyczajów przejął (...). Język ich jest znacznie popsuty wyrazami obcemi, ubiór tak mężczyzn jak i kobiet czysto niemiecki"

Z pozdrowieniami, dla tych co nie wiedzą, co to znaczy trzymać coś sztram i jeść haferfloki, a potem pójść na ubung i być niezłym leserem, a z Prus pochodzą. Zaznaczam, że z pierwszym też się zgadzam. Prapradziadunio siedział za szaber ciut po pierwszej wojnie, dzięki czemu pradziadunio mógł się ożenić.

Korzystałam z:
Anonimowy donosiciel ;), O gospodarstwie w Lipnowskiem, Roczniki Gospodarstwa Krajowego t.19, 1851, s. 220-235.
Gazeta Warszawska, 1823, nr 138.
A mapa skąd jest każdy widzi.

sobota, 5 maja 2012

A to Polska właśnie czyli jak załatwić zabytek na cacy....

Wiem, wszędzie słońce a ja tu ze wspomnieniami pochmurnej Łodzi wyjeżdżam. A i owszem Łódź jest piękna i w deszczu. Chciałam się tylko podzielić dwoma spostrzeżeniami, z nie tak dawnej wizyty w Łodzi właśnie i nadmienić, że i Łódź potrafi wkurzyć.

Instrukcja obsługi czyli jak załatwić zawadzający zabytek na cacy:
Na przykładzie hali naprzeciwko, a jakże Loftów u Scheiblera - tych upadłych. Widać halę z malutkiego okienka na klatce schodowej nowej części 'loftów':



Pytanie brzmi dlaczego jest w tak kiepskim stanie? Właściciela najwyraźniej ma, jest ogrodzona, straszy chyba nawet gdzieś tabliczka o firmie ochroniarskiej. Chyba właścicielowi loftów powinno zależeć na ładnym widoku z okien swojej inwestycji? Prawda? A nieprawda.



Co zrobić, żeby można było wyburzyć budynek w dobrym stanie :) Już bez komentarza. Niech się każdy sam domyśli gdzie dokonano precyzyjnych cięć.





Też bym się załamała jakby mnie ktoś podciął.

Poniższe zdjęcie za to można zakwalifikować jako dokument historyczny - dowód życia w upadłej inwestycji. Już niedługo pewnie i te niedobitki się wyprowadzą stamtąd.



Po drugiej stronie za to jest pięknie zrobiony budynek straży pożarnej. Śliczny!


A na koniec ironiczny komentarz rzeczywistości do remontu dworca w Kutnie.



Coś tu do siebie ewidentnie nie pasuje:


Bo na zabytki wydaje mi się że wszyscy:



Albo je:



Kropka.

niedziela, 22 kwietnia 2012

Spontaniczna wizyta w Silnie

Zupełnie nieoczekiwanie, po pracowitym dniu, zboczyliśmy do Silna (w końcu - jeśli o mnie chodzi). Testowałam nowy aparat, który po całym dniu prób wydobył jedno zdjęcie, z którego jestem zadowolona. Przedstawia krzyż przydrożny przy dawnym budynku Zollamtu. Piękne miejsce, naprzeciwko widać kościół ewangelicki w Otłoczynie:



Budynek celników, niestety, niszczeje. ZHP nie ma pomysłu na jego wykorzystanie podobno od lat 90. zeszłego wieku.



Obok znajduje się piękny dom z całkiem zadbanym ogródkiem. Posiada tabliczkę OGGW Gdańsk, cokolwiek to znaczy.



Poniżej, przy zejściu ze skarpy znajduje się żeliwny słupek z napisem 1928 CBH - podobno wskazuje stan wody 1928 r.



Schodki do wskazywania poziomu wody również się zachowały! Bardzo mnie to cieszy, ale smucą śmieci, jakie się tam rozpanoszyły.



Tuż obok znajdują się dwie łódeczki - jedna chyba "niemiecka" a druga "polska". W Silnie znajdował się znany wzdłuż całego dolnego biegu Wisły zakład produkujący takie niezbyt głębokie (bo fale w pruskiej części Wisły nie były tak wysokie) łodki. Po rosyjskiej stronie nieco dzika Wisła miała wymagać większej głębokości, coby się nie nalało do środka. Podobno - ja się na takich rzeczach nie znam ;)



Gdyby użyć wyobraźni można by sobie wyimaginować, że w takim miejscu jak to poniżej mogło być zrobione zdjęcie, które posłużyło do wykonania tej pocztówki. W tych okolicach jest dużo takich "oczek" przy brzegu Wisły. Oczywiście w Chrapach, już po rosyjskiej stronie. Na podstawie zdjęć robiono litografie - i tadam, mamy chyba tego samego granicznego kozaka, ale już mniej z profilu.







I kilka widoczków na koniec.



Podobało się?

P.S. Podziękowania dla przewodnika :)

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Country road



Mam wrażenie, że ktoś nam coś odebrał, zasłonił, skrzywdził lud niegdyś prosty. W ogólności i w szczególe. Architektura koszmarkowa zasłoniła to co ładne i oderwała wieś od ziemi do M jak miłość Na dobre i na złe. Nawet wokół kościoła rządzonego twardą ręką estetycznego impotenta, rosną koszmarki. Z pięknego sadu na dawnym cmentarzu nie zostało nic, mamy za to polbruk i pusty parking, z którego nikt nie korzysta. Wokół plebanii rosną palmy, niebieskie fontanny, wiatraczki i krasnale, a w kościele atakuje JPII w ramie stylizowanej na myśliwską, jelenie poroże (sic!) i Chrystus w Ogrójcu na gobelinie w stylu a'la jeleń na rykowisku z wysokim kontrastem vhs w pomarańczu. Kiedy to szaleństwo się skończy? Jak naprawić szkody? Nie da się przyszyć z gałęzi kikutom drzew ocalałych jeszcze na cmentarzu.

A mogłoby być choć trochę krajobrazu.






Ja wiem, już kiedyś było, ale piękne. Tym razem bez wokalu, bo ACTA, SOPA i PIPA...