sobota, 18 maja 2013

Kreuzberg, czyli w poszukiwaniu tureckiego jedzenia













Warzywny kebab i zlot rowerowego gangu. I szafa gra. Podoba mi się :)


Eh, jak to cudownie być hipsterem, nosić spodnie rurki i koszulę w kratę, robić dzikie zdjęcia oldschoolowym sprzętem. Mieć kolczyk w uchu, czytać Bukowskiego, chodzić na biforki i afterki, pracować zawsze nad jakimś "projektem". I oczywiście w Berlinie - jeść bio... :)

2 komentarze:

  1. No i znowu ja, prosta kobieta z ludu, sprawdzić musiałam, kto zacz ów hipster... A nie można by prościej?

    Trzeba się natrudzić, by znależć w całej krainie Schillera i Goethego produkt, który nie jest "bio". Z rzeczy oszczędzających bezcenny czas stypendysty polecam obrane ziemniaki w słoikach. Ich widok na sklepowych półkach bezcenny (w oczach Polaka!) ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Łojezu, to są ziemniaki?!

    Dziś w końcu, żeby koledze tandemowcowi zrobić przyjemność, zmusiłam się do spożycia currywurst z frytami i majonezem. Jakie to niedobre było :( A on się nadziwić nie mógł, że się krzywię.

    Za to indyjska herbatka na mleczku dużo lepsza jak w Toruniu.

    OdpowiedzUsuń