sobota, 11 stycznia 2014

Plac Czerwony i ogród za murem

Prawdę mówiąc, to nie chce mi się bardziej rozwodzić, ale z kronikarskiego obowiązku dorzucam. Poniżej gifowa ilustracja, gdzie się nocą szlajałam po wyjściu z kremlowskiego teatru.




Wyjście z Kremla. 


Przez ogród. 

Na plac.


Z powodu przygotowań do jakiś olimpijskich uroczystości niet pierechoda, więc mauzoleum dla mnie pozostało niedostępne. I dobrze. Wolę żywe opowieści o prapradziadku słuchającym przemówień Lenina na żywo niż zabalsamowany zewłok.


Wyjście z placu.

Kiedyś coś tam jeszcze dorzucę, tymczasem próbuję się ogarnąć. Na razie wymyśliłam, co zrobić, żeby kurz na kablach mi się nie zatrzymywał. Nic mnie bardziej nie wkurza przy odkurzaniu jak koty kurzu gromadzące się na kablach od elektroniki. Jakbym chciała mieć kota, a już w szczególności koty, to bym jakiegoś dachowca złowiła na osiedlu. Ot, co. Nieogar. 

Jak wymyślę, co zrobić, żeby robić, to też to opiszę. Tym bardziej, że już raz wymyśliłam i mi wyszło. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz