wtorek, 27 sierpnia 2013

Aleksandrowski rajd graniczny - dlaczego rowerowy?

Rajd jest rowerowy, chociaż w praktyce wjeżdżanie na rowerach do Rosji było zabronione, gdyż w opinii rosyjskich celników rower nie był środkiem transportu lecz przedmiotem handlu i przemytu.  Źle wyszedł na tym  sierżant  Kohl z piątego regimentu, który przekroczył granicę i został pozbawiony roweru, wolności oraz pieniędzy – 23 marek.  Pojechał na wycieczkę rowerową do Otłoczyna, i jak twierdził - zagapił się. Podobno zupełnie niechcący przekroczył granicę na rowerze i to w dodatku w mundurze! Przez 6 dni trzymano go o chlebie i wodzie na granicy, następnie został przewieziony do Aleksandrowa, gdzie został osądzony za szmugiel roweru, skazany na karę 150 rubli i wreszcie  uwolniony. 


Turystyka rowerowa w XIX-wiecznym Toruniu rozwijała się prężnie, równie prężnie rozwijał się i przemyt rowerów oraz innych skradzionych przedmiotów. Dlatego, drodzy wycieczkowicze, nie zapominajcie o właściwym zabezpieczeniu rowerów!  Były one częstym przedmiotem rabunku w przygranicznych miejscowościach. Przemycano je na rosyjską stronę:

O pewnym mieszkańcu rosyjskiego pogranicza cała wieś wiedziała, że jest znanym i bogatym przemytnikiem. Skromny ów człek nie wyglądał jednak na bossa wielkiej przemytniczej szajki. Co dzień po prostu przekraczał granicę na piechotę – bez pakunków. Po jakimś czasie wyszło na jaw, że z Prus wracał nie na piechotę – lecz zawsze kradzionym rowerem!

Żeby zabezpieczyć rower przed kradzieżą warto go zarejestrować na Policji. W XIX wieku każdy kołowiec miał numer rejestracyjny.



Nie zapomnijcie o sprawnych hamulcach! Wypadki rozpędzonych kierowców kołowców były prawdziwą plagą na toruńskich (i nie tylko) ulicach. „Gazeta Toruńska” w sierpniu 1904 roku pisała:

Brodnica. Jakiś kołownik najechał na rynku pewną kobietę, pomimo że ulica dosyć szeroka. Kobieta uchwyciła kołownika i, ku ogólnej uciesze, wymierzyła mu kilka policzków, puszczając go na wolność. Kołownik znikł, jak śnieg po deszczu.

Zabierzcie ze sobą nakrycie głowy! O udar słoneczny nietrudno!
Jak donosiła „Gazeta Toruńska” w numerze z 22 lipca 1908 roku: - Udarem słonecznym rażony został książkowy R. ztąd, który w towarzystwie dwóch przyjaciół wybrał się kołowcem do Otłoczyna. Chorego umieszczono początkowo na wybudowaniu w Stawkach, zkąd go później przewieziono do Torunia. Najprawdopodobniej tenże książkowy źle skończył, ponieważ sprzeniewierzył pieniądze z fabryki pierników Weesego za co wylądował w więzieniu.


Otłoczynek i Otłoczyn, jako położone w sąsiedztwie granicy oraz nad brzegiem Wisły były miejscem licznych wycieczek torunian spragnionych odpoczynku – i sensacji.  Ogród wraz z restauracyją położony przy rosyjskiej granicy w Otłoczynku mógł zapewnić jedno i drugie. W pobliżu znajdowała się również platforma obserwacyjna, z której można było „spojrzeć na Rosję” i zobaczyć dymy Aleksandrowa Kujawskiego. Stąd na pocztówkach uzasadnionym był napis "Ein Blick nach Russland" :)

W związku z tym, że granicy na rowerze nie dało się przekroczyć, do Ciechocinka organizowano wycieczki parowcem po Wiśle z przystankiem (lub bez) w Czerniewicach.

Towarzystwo Czeladzi Katolickiej, niestety, wyszło na takiej wycieczce jak Zabłocki na mydle, albo raczej ledwo uszło z życiem. Rosyjscy pogranicznicy, nie zważając na zezwolenia i paszporty otworzyli ogień do parowca „Zufriedenheit”, który właśnie kierował się do Ciechocinka. Korespondencja w tej sprawie trwała niemal rok, niestety – winnych nie ukarano.

Korzystałam z wszystkiego co się dało :)
Głównie wieści archiwalnych z zakresu ekscesów granicznych z archiwum toruńskiego i berlińskiego oraz "Gazety Toruńskiej". Zdjęcie zajumałam ze strony Archiwum Państwowego w Poznaniu. Pocztówkę nie wiem skąd, a opowieść o rowerowym przemytniku pochodziła od uczestników lubickiej wycieczki.


Poniżej mapa rajdu - odchudzonego. Podziękowania dla autora trasy - właściciela Kamienia na kamieniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz