czwartek, 25 października 2012

Blog przymusowo literacki?

Rozpoczęłam pisanie posta o wędrówce kogutów, już miałam ją zilustrować pewnym pokaźnym okazem, gdy... Blogger poinformował mnie o ostatecznym wyczerpaniu miejsca na Picasie. I cóż ja mam na takie dictum acerbum? Dopóki nie zdecyduję się na usunięcie części zdjęć będzie literacko/tekstowo, choć nie od tego ów blog. Swoją drogą ciekawe dyskusje toczą się ostatnimi czasy na sieci, ciekawe ;)

Z ciekawostek ze świata roślin i zwierząt. Cytat o gwarze, który dla mnie świadczy o zupełnym niezrozumieniu realiów wsi polskiej u autora poniższej informacji prasowej:
"Z gwary ludowej. W Warszawie sądził 11 marca sąd okręgowy bandę Graczyka, która była niegdyś postrachem okolic Piotrkowa a w r. 1879 pochwyconą została z powodu napadu na plebanią we wsi Waliszewie. Śledztwo ciągnęło się przez 2 lata dla tego, że herszt bandy Walenty Graczyk zbiegł z więzienia. Sprawa Graczyka przedstawiała także niemało interesu dla filologów. Obwinieni i świadkowie, dzieci ludu z bardzo małym wyjątkiem, mówili swą prostą, często obrazową i często niezrozumiałą dla otaczających mową, z której kilka próbek umieszczamy. Jeden ze świadków mówi: "Siedziałem na progu i jadłem moją porcyą, co mi Pan Jezus dał, a żona ugotowała". Inny, chcąc powiedzieć, że wydawało mu się, iż ludzie, których widział, byli podejrzani, powiada: "Ochapiało mi się, że to ludzie szubrane". Inny znowu, określając czas, używa malowniczego wyrażenia: "Kiej (kiedy) się zorze przewaliły z północka". Jankowski podług zeznań jednego ze świadków odgrażał się w karczmie księdzu, mówiąc: "Kiej chcę, to mu będę przyczyną dobrą". Obrażona Radziszewska, gospodyni księdza, że jeden z podsądnych, zwracając się do niej powiedział "ty", z oburzeniem woła: "Cóż ty mi masz mówić, a bo Ty mi dałeś we worek, czy co? cóż masz mi tykać?" Inny mówi, że gdy usłyszał hałas koło plebanii, sądził, że proboszcz złapał kogoś przy sianie "i tam gwarantuje". Takich wyrażeń jak "kuń stojał i coś ziar", "wzięni sie i pośli", "wygnaliśwa woły świtaniem, a bez trzy składy od pola stojał cłek jakijś 'w leciu'" itp. itd. było bez liku. Najzabawniej jednak nazywali wszyscy rewolwer, którego nikt, literalnie, nikt włąściwie nie nazwał. Chrzcono go: lelewer, leliwer, rebelber, lilewer, liweder, wreszcie welwewer, ale ani razu rewolwer. (...)"

"Gazeta Toruńska" 1881, R. 15, nr 65, s. 4.

A pozatym to: "A wej bułam dzisiej w łarchiwum, zmorzłam jak pies. W łarchiwum stojały jinwentarze, to je wzienam wedle tego coby pospisywać, a łarchiwista cuś babulił pod nosem, ni można było zrozumić."

3 komentarze:

  1. A już myślałam, że Pani Doktorantka tylko koguty goni! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Profesor jak zwykle z czułością ;) Kogut to chociaż kurkę ten tego i będzie małe kurczę, a potem obiad. A doktorant?

    - Czym się różni doktorant od balkonu?
    - Balkon utrzyma rodzinę.

    Z pozdrowieniami z Płocka.

    OdpowiedzUsuń
  3. > I cóż ja mam na takie dictum acerbum?

    Z braku własnego koguta wypożyczam mego:
    http://www.obserwatortorunski.pl/2010/04/co-to-jest-185.html

    Drobiarsko pozdrawiam

    Obserwator Toruński

    OdpowiedzUsuń