Trzy lata temu dostałam się na dziwne studia, na zakończenie których powinnam mieć napisaną pracę poważną i na temat. Minęły lata 3. Nie mam napisanego ani słowa prócz konspektu i notatek na komputerze (licznych a mnogich, niemniej jednak...)
W międzyczasie padłam ofiarą poważnej choroby zwanej parametryzacją, a po polsku "wyścigiem szczurów" po statystycznych słupkach. Istnieje rubryka stypendialna "postępy w pracy badawczej" czy jakoś tak. W ramach jej oceniane jest:
- pisanie publikacji różnych: artykułów, najlepiej poważnych monografii, w czasopismach najlepiej poważnych, najlepiej jak najwięcej (tylko jak to zrobić bez badań?)
- organizowanie konferencji (najlepiej jak najpoważniejszych)
- jeżdżenie na konferencje (najlepiej za granicę i w obcym języku)
- i tysiącpińcset innych pierdół
Czy to są postępy w pisaniu pracy? Najwyraźniej nie, skoro Ci z najpoważniejszym urobkiem pracę mają napisaną najpóźniej?
Po 4 latach fikcji większość z nas idzie na przedłużenie - i tam - w końcu pisze co miało napisać.
Amen.
Na deser. Nida...
Idę napisać słowo pierwsze.
Nie dam się!
Życie przez Panią stracę - zachłysnęłam się aż z wrażenia, przeczytawszy przedostatni wers. ;)
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle - zobaczyłaby Pani, jak to dobrze jest być na następnych szczeblach "kariery" - liczy się jeno 1500, albo i więcej innych pierdół, cytując klasyka......
No i zapomniałam o moich ulubionych sylabusach. Cieeekawe, że nic podobnego nie wymyślono nawet w PRL. Wtedy to była wolność nauczania - nikt nie chciał nic wiedzieć o zajęciach... ;)
Ojojoj, proszę mi tak nawet nie żartować z tym życiem! Promotor winien być żyw i zdrów. Uff...
OdpowiedzUsuńSłowo pierwsze napisałam, a nawet parę więcej niż jedno. Może jednak jest jeszcze nadzieja... W systemie pierdół różnych radzę sobie nieźle, wdrażam się już od lat w końcu, ale nikomu bycia w systemie nie zazdroszczę. Mam swoje nagrobki na głowie...
A promotor ma na głowie doktoranta z nagrobkami na głowie! ;)
OdpowiedzUsuńPiękny pejzaż. Może by tak jeszcze trochę zdjęć z Nidy? Skoro nie dane mi było dojechać, muszę teraz patrzeć na winnice...
Pierdoły i wyścigi po słupkach... Jak ja to dobrze znam! I jak bardzo chciałbym kiedyś zabrać się za pisanie rzeczy równie ciekawej.
OdpowiedzUsuńWielce udanego podboju tak malowniczej krainy również zazdroszczę.